sobota, 20 października 2018

Zostaw to i patrz na mnie! Czyli Decyzja, Rezygnacja, Nagroda.


Nie idziemy na lody

Nauka posłuszeństwa to w dużym stopniu nauka rezygnacji. Na początek pofilozofujmy sobie o samych pojęciach:
Rezygnację poprzedza podjęcie decyzji o odrzuceniu czegoś, co jest dla nas ważne. Rezygnując, mamy pełną świadomość straty czegoś, co z pewnością było możliwe do zdobycia. Rezygnacja jest więc „szlachetną”, świadomą decyzją. Ponieważ nie każdy jest szlachetny – a zwłaszcza psy rzadko bywają - rezygnacja musi się opłacać. Człowiek i pies nie znoszą próżni, więc w miejsce tego, z czego zrezygnowaliśmy, musi pojawić się coś co najmniej równie fajnego.* Nie idziemy na lody, bo pójdziemy w inne fajne miejsce.

Jeszcze raz podkreślę, że o rezygnacji trzeba zdecydować. Zabranie psu czegoś, na czym mu zależało (jedzenie/zabawka) jest karą, a nie rezygnacją. Czyli: wyrwanie psu na siłę zabawki i podanie w zamian smakołyka nie przybliża nas do komendy „zostaw”. Brakuje nam tu samodzielnej psiej decyzji. A prośbę o psią decyzję trzeba uzasadnić!

W ten sposób dochodzimy do nagrody. Mechanizm nagrody za rezygnację jest mniej więcej taki: przestań robić to co robisz, albo zostaw to co masz przed nosem, bo dostaniesz coś ode mnie.

Rezygnacja na osi czasu

Rezygnować trzeba teraz. Natomiast nagroda będzie w przyszłości w stosunku do chwili obecnej. Dla człowieka rozróżnienie między teraz a później nie jest trudne –> dla psa wymaga już pewnej rozkminy. Czekanie na nagrodę wiąże się ściśle z zaufaniem, że ta nagroda na pewno BĘDZIE. Tok myślenia jest wtedy taki: „rezygnuję z tej fajnej rzeczy, bo dostanę inną fajną, a może nawet fajniejszą rzecz za chwilę.” Jeśli innej fajnej rzeczy nie będzie, przestanę rezygnować, bo nie ma to dla mnie sensu. Dlatego komenda „zostaw” przy zjadaniu resztek pod śmietnikiem na spacerze nigdy się nie uda, jeśli nie będzie dla psa czymś uzasadniona.
Od czego więc zacząć, żeby pies nauczył się rezygnować z innych fascynujących rzeczy, by słuchać NAS? Co zrobić, żeby stać się centrum psiego świata, ważniejszym niż wszystko inne: zapachy w trawie, jedzenie, obcy ludzie, inne psy, wiewiórki, gnijące resztki, rowery, wąchanie krzaków, etc.
Sprawa jest złożona i wcale nie łatwa. Ale nawet kiedy nie wierzy się w psa (bowiem „mój pies jest głupi”) można się zaskoczyć pozytywnie!

1. Samokontrola

Zaczynamy od tzw. samokontroli. Ten termin jest bardzo modny; chodzi mniej więcej o umiejętność powstrzymania impulsów, jakie wywołuje widok rzeczy wspaniałych (jedzenie/zabawki/sygnały poprzedzające przyjemność, takie jak ściąganie z wieszaka smyczy przed spacerem itp). Nauka samokontroli bywa mylona ze zwalczaniem tzw. dominacji psa... według teorii, że pies rzuca się na jedzenie/do wyjścia jak opętany, ponieważ wierzy, że jest liderem legendarnej watahy i sprawuje władzę nad ludźmi. Otóż więc nie chodzi o dzierżenie przez psa insygniów władzy „w stadzie”, ale o brak umiejętności hamowania naturalnych impulsów. Samokontrola to nic innego jak ogarnięcie się, zamiast świrowania. Pójdziemy na lody, ale nie wbiegamy do lodziarni.

Ćwiczenia elementarne na samokontrolę:
a) sypiesz jedzenie do miski dopiero wtedy, gdy pies usiądzie i się uspokoi; 
b) wychodząc na spacer, otwierasz drzwi domu dopiero, gdy pies wcześniej opanuje ekscytację, a nie w momencie największego „szału wyjścia”; 
c) kładziesz smakołyk na podłodze obok psa i zakrywasz go ręką w momencie, gdy pies próbuje po niego sięgnąć. Gdy się odsuwa – odkrywasz smakołyk. Gdy znów chce sięgnąć – zakrywasz. Dopiero jak na kilka sekund się odsunie (a najlepiej na ciebie spojrzy), nagradzasz podając drugiego smaka z kieszeni.

2. Nagradzanie skupienia uwagi na tobie

Kiedy w reakcji na twoje cmoknięcie/zawołanie pies przerywa coś, co robił – zawsze nagródź. Rodzaj nagrody dostosuj do tego, czy pies oddawał się przerwanej czynności z pasją, czy tylko z umiarkowanym zainteresowaniem (a więc odpowiednio jedzenie lub miłe słowo). Często takie okazje pojawiają się spontanicznie w ciągu dnia i warto je wyłapywać. UWAGA. Nie chodzi o żebranie przy stole. Wtedy pilne i namiętne patrzenie psa w twoje oczy raczej nie powinno być nagrodzone :)

3. Odłożona nagroda

To dla początkujących psów bardzo trudna do pojęcia kwestia. Pies musi zaufać, że nagroda nastąpi po pewnym czasie, a Ty masz zadbać o to, żeby nie zawieść jego zaufania
Ćwiczenie: smakołyk leży na podłodze obok psa. Pies musi wykonać określone zadania, trwające np. 20 sekund: siad, waruj, noga. Dopiero jak skończycie, na Twoją komendę może odebrać leżącą i czekającą na podłodze nagrodę. Stopniowo wydłużamy czas trwania zadań – a także atrakcyjność leżącej nagrody (czyli najpierw np. mały kawałek psiego smakołyka, później pół parówki). 

4. W praktyce na spacerach

Najtrudniejsze jest na spacerach. Problem z przywołaniem, bieganie do innych psów lub szukanie resztek w trawie, ale też ciągnięcie na smyczy, wynikają często z tego, że otaczający psa świat jest fajniejszy niż jego opiekun. Niby to naturalne, ale nie powinno tak być, jeśli myślimy o posłuszeństwie. A większość ludzi życzyłaby sobie, żeby posłuszeństwo leżało pod świąteczną choinką, zamiast skupić się na pracy i dobrych relacjach z psem. Tu polecam super wideo Magdy Łęczyckiej i ćwiczenie z rzucaniem smakołyków: https://www.youtube.com/watch?v=wCS5kUgpcIk

Kiedy podczas spaceru pies koncentruje swoją uwagę na tym, na czym nie chcemy, również w sposób który nazwalibyśmy „problemem behawioralnym” – czyli na dziecięcych wózkach, rowerzystach, albo spina się do innych psów – bardzo często należy skupić go wtedy na sobie. Zagadać, zwabić smaczkiem. Łatwo mówić o przekierowaniu uwagi na siebie, ale trudniej zrobić. Robimy więc to na codzień: uczymy, że rezygnowanie się opłaca, a sukces poznamy po tym, że pies sam zdecyduje „odpuszczam ten temat”.

Przykład z życia z Larą.
Sytuacja 1: Mijamy psa, i Lara i pies są na smyczy. Lara napina się lekko i jeży, a podczas największego zbliżenia dwa razy szczeka. Żeby tego uniknąć, już w momencie gdy się wpatruje w psa i napina, odchodzę z nią kilka kroków w bok i zagajam: ooo a cio to takiego mam dla mojego pieska w kieszeni, mmm ale smaka mam dla ciebie. Zajmujemy się smakiem i wszystko kończy się OK. Ale to nie była jeszcze rezygnacja.
Sytuacja 2: Mijamy psa, i Lara i pies są na smyczy. Na wszelki wypadek odsuwam się na skraj chodnika, żeby nie być nadmiernie blisko, ale już widzę, że Lara się nie jeży. Mijamy psa. Lara zerkała na niego, lekko podniosła ogon, ale poza tym go olała. Wtedy lawina nagród. Jest też miejsce na potrójną lawinę nagród: kiedy Lara ma psa w nosie, gdy ten pies na nią szczeka.

Co jest dla mnie najważniejsze w nauce rezygnacji, oprócz ogólnych praktycznych zalet posłuszeństwa: takie ćwiczenia bardzo pozytywnie wpływają na relację z psem i wspólne dogadywanie się. Stajemy się dla psa fajni, interesujący i godni zaufania. Przywołanie na spacerach staje się łatwiejsze, przebywanie w naszym towarzystwie i słuchanie naszych poleceń zaczyna być dla psa frajdą (pańcia do mnie mówi = będzie coś fajnego –> jeśli nie natychmiast, to za chwilę).

Niech życie z psem przypomina tą scenę: A: "chodźmy na lody". B: "nie idziemy na lody". A: "ale czeeemu". B: "pójdziemy na zakupy i wieczorem sami zrobimy super deser, na który zaprosimy jeszcze ciocię".

*rzecz jasna gdy mówimy o wzmocnieniu pozytywnym.

wtorek, 11 września 2018

Obi tak dalej

Obedience, czyli po polsku posłuszeństwo, to dyscyplina obejmująca takie zadania, jak: chodzenie przy nodze, zostawanie, aport, zmiany pozycji, obieganie tyczki, chodzenie tyłem, odsyłanie do punktu, i tak dalej. W mistrzowskim wykonaniu Magdy Łęczyckiej wygląda to tak:


Obedience jest dyscypliną sportową i wiele - większość? - osób, które myślą o tym pod kątem sportu i uczestnictwa w zawodach, pracuje ze swoimi psami (rzecz jasna rasowymi) już od szczeniaka. Natomiast w odróżnieniu od innych psich dyscyplin, takich jak np. agility czy tropienie, praca nad posłuszeństwem przynosi fantastyczne owoce w życiu codziennym.

Chcę więc powiedzieć o tym, dlaczego obi jest fajne i dlaczego polecam je każdemu, a w szczególności:
- gdy pies źle reaguje na inne psy na spacerach,
- gdy pies zachowuje się źle w wyniku nudy i oboje chcecie zrobić coś pożytecznego i pozytywnego,
- gdy chcecie, aby pies dla waszego wspólnego szczęścia korzystał z mózgu który mu dała natura,
- gdy chcecie, żeby wasza relacja była lepsza,
- gdy chcecie, żeby wasze spacery były przyjemniejsze, a pies nauczył się rezygnacji z różnych pokus na rzecz kontaktu z wami,
- gdy nie wierzycie, jak wielką radość i satysfakcję daje obserwowanie postępów w nauce,
- gdy nigdy nie docenialiście swojego psa.

Spośród wszystkich wymienionych, właśnie ten ostatni jest najważniejszy. Nie musimy pracować od szczeniaka, żeby osiągnąć fajne efekty, a zamiast powtarzać słynne "ten pies jest głupi", nauczmy go czegoś - dla własnego szczęścia i dla ułatwienia życia. 
Posłuszeństwo to coś więcej niż nauka sztuczek. Przede wszystkim wyzwaniem jest tutaj skupienie uwagi psa na sobie, jego koncentracja i nakręcenie na współpracę. W życiu codziennym dobrze wypracowane komendy dają mnóstwo korzyści (zostań, zostaw, waruj, czekaj, do mnie, stój), ale... często sprawa wygląda tak, jak na tym sucharku:

Dlaczego czasem robi, a czasem nie robi? Psy obediencowe robić muszą zawsze, niezależnie od tego, czy jakiś ciekawy zapach zaleciał z lewej strony, czy przyleciał gołąb, czy obok leży kupka parówek. Chodzi bowiem o umiejętność pracy w rozproszeniach i umiejętność rezygnacji.
Na tych dwóch zadaniach skupiam się teraz z Larą. Sama komenda nie musi być wyszukana - niech jest to leżenie. Poniżej polecam kilka ćwiczeń, a na końcu opiszę NAJTRUDNIEJSZE zadanie w życiu Lary, które wykonała w naprawdę beznadziejnym stylu.

1) umiejętność rezygnacji - tutaj też samokontroli - ćwiczymy przy użyciu kilku kostek parówki. Kładziemy psa do pozycji leżenia. Niecałe pół metra od niego kładziemy parówki. Jeśli pies chce po nie sięgnąć - zakrywamy ręką. Odsuwa się - odkrywamy. I tak w kółko, choćby to miało trwać 10 minut. Gdy nie próbuje po nie sięgnąć i zerka na nas, sięgamy do kupki i dajemy psu w nagrodę jeden kawałek, chwaląc przy tym. W czasie ćwiczenia nie mówimy nic, to nie jest pora na paplanie ani nie jest to nauka komendy :)

2) podobne zadanie, tylko ze smakołykiem trzymanym w dłoni. Otwieramy przed psem dłoń ze smakołykiem. Gdy próbuje wziąć jedzenie, zamykamy dłoń. Gdy odsunie nos - otwieramy dłoń, ale jeśli znów zaczyna wtedy pchać w nią nochal, ponownie zamykamy. I tak do skutku, aż przestanie wciskać nos w rękę - choćby na 3 sekundy. Idealnie jeśli jeszcze zerknie na nas ("stara o co chodzi z tą ręką?"). Wtedy otwieramy dłoń i drugą ręką dajemy kawałek parówki w nagrodę. Pies zaczyna ponownie pchać nos - więc znowu zamykamy barek. Docelowo pies ma zrozumieć, że tylko spokojne czekanie i grzeczne patrzenie na nas sprawi, że pańcia da jeść.

3) trzymamy smakołyki w obu dłoniach z rękami rozłożonymi na boki - pies leży lub siedzi przed nami. Oczywiście próbuje dobrać się do jedzenia z naszych rąk, ale wtedy zachowujemy się jak w zadaniu nr 2. Docelowo chodzi o pokazanie, że jedzenie się pojawia, gdy pies rezygnuje z własnych prób sięgania po nie. I co WAŻNE: nie pozwalamy zjeść psu samodzielnie z ręki. Trzymając kawałek smakołyka, ręka wędruje do psiego ryjka, bo to my dajemy, a nie on bierze.

4) pies jest w pozycji "leżeć" i wprowadzamy rozproszenia. Zaczynamy spacerować koło niego, możemy coś nucić, obchodzić go dookoła i kiedy utrzyma pozycję - sowicie nagradzamy. Jeśli wstanie, odsyłamy go z powrotem do leżenia, i znów to samo. Nie spodziewajmy się jednak, że od razu utrzyma pozycję w każdej sytuacji - rozproszenia wprowadzamy baaaardzo stopniowo. Najpierw odejście dwa kroki od psa. Później pojawienie się jakiejś drugiej osoby, czy wzięcie do ręki jakiegoś dużego przedmiotu. WAŻNE: nagradzając za leżenie przy rozproszeniu, wkładamy smakołyk prosto do psiego ryjka, nisko przy ziemi. Nie możemy spowodować, że przy nagradzaniu on wstanie. Wtedy de facto zaprzeczamy sensowi ćwiczenia.

5) pies jest w pozycji "leżeć", a my zaczynamy odchodzić stopniowo coraz dalej. Najpierw robimy to w domu - idziemy nawet do innego pokoju, a następnie możemy robić to na dworze. Bardzo polecam przy ćwiczeniach na dworze, żeby pies miał przypiętą smycz zwisającą luźno. To da nam większą kontrolę, a i sam pies czując smycz na szyi mniej będzie się rozpraszał ("i tak nie ma wolności to poleżę może będzie żarcie"). Gdy minie kilkanaście sekund, a pies wciąż leży i jest skoncentrowany, podchodzimy szybko i nagradzamy.

Pamiętamy, żeby zakończyć ćwiczenie (okej, koniec, klepnięcie, etc). Pies musi wiedzieć, że nie trzeba już leżeć. Bo jak wstanie sam, kiedy sobie uzna za stosowne, znów zaprzeczymy sensowi ćwiczenia :)

Na koniec, obiecany opis NAJTRUDNIEJSZEGO zadania w życiu Lary. "Chyba cię jebło" powiedziała mi wtedy oczami.
Lara jest w pozycji "waruj". 20 cm od niej leży kupka parówek. Ja oddalam się tyłem do Lary o pięć kroków. Czekamy. Następnie podchodzi Magda, rozprasza Larę, ale ona zostaje niewzruszona niczym Sfinks. Następnie Magda prosi mnie o przywołanie psa. No i na hasło "do mnie!" Lara rzuca się na parówki ("zjem se jeszcze szybko"). Wtedy Magda staje na parówkach, zakrywa je butem. Ja tańczę i śpiewam, przywołując psa. Lara walczy z butami Magdy, próbuje robić podkop, wpada w szał, czuje się oszukana i wkurwiona, odprawia dzikie harce. W końcu, w tych wygibasach przy trampku, Lara z Magdą dochodzą w sumie do mnie, ja zwracam na siebie uwagę jak opętana, w końcu Lara spogląda na mnie z rozpaczą ("no weź jej coś powiedz Nona"), na co wybucham pochwałami jak fajerwerek i wkładam do ryjka własną parówkę.
Zaraz po zjedzeniu mojej, Lara próbuje jeszcze wyszukać w trawie rozsmarowane, zmasakrowane resztki parówek spod buta.

niedziela, 26 sierpnia 2018

Jak stworzyć aportera - rozbawiamy Larę

Zabawki i aportowanie to najważniejsze wartości w psim świecie, zaraz obok jedzenia. Jest to fajne nie tylko dlatego, że generuje dużo frajdy dla obu stron i pozwala się zdrowo zmęczyć; zabawka jest też świetną motywacją w nauce. W zależności od tego, co pies w danej okoliczności uznaje za bardziej wartościowe - zabawę czy jedzenie - właśnie ten rodzaj nagrody warto wykorzystywać, ucząc się nowych rzeczy.

Jak już wiadomo z notki na temat motywacji, dla Lary zabawki nie są atrakcyjne. Szarpanie i aporty nie przychodzą jej naturalnie - jedynie patyki jako tako toleruje, co nie zawsze jest wygodne i bezpieczne. Nie jestem nadwrażliwa i nie uważam, że każdy patyk = przebity przełyk czy policzek (no i bakterie!!!) :) Ale jednak "kulturalne" zabawki na spacerach są lepsze z kilku powodów - 1) wspomniane już bezpieczeństwo dla obu stron 2) czyste ręce 3) większa kontrola, kiedy i ile się bawimy 4) człowiek w roli podajnika zabawek dobrze robi Waszym relacjom i umożliwia efektywną naukę.

Postawiłam sobie za cel rozbawienie Lary. Skoro nie lubi się bawić, spróbuję ją tego nauczyć. Wiem, że większość psów parsknęłaby teraz śmiechem - ale tak samo jak nie każdy pies lubi zabawki, tak nie każdy pies ma wieczne gastro. Gastro od Lary jest tak silne, że nawet wyparło z jej życia zabawę. Więc... połączyłam to.
Obecnie Lara aportuje futro z kołnierza mojej starej kurtki oraz targetuje dowolny rzucony przedmiot. Ale od początku:

1. Zasada pierwsza: gdy rozbawiamy Larę, w pobliżu nie może być żadnego jedzenia. Nie może być go również nigdzie na 30 minut przed rozpoczęciem szarpania ani nie może się ono pojawić do końca zabawy. Wtedy Lara chętnie się szarpie, choć trzeba ją ciągle podkręcać. Pamiętajmy też, żeby nie szarpać się od frontu i nie nachylać nad psem. W przypadku Lary, jej narastającą ekscytację trzeba chwalić i, że tak powiem, ekscytować się razem z nią. To właśnie ten moment, kiedy pozwalam jej na silne emocje i chwalę je.

2. Lara ma problem z braniem przedmiotów do pyska. Jeszcze do niedawna, poza noszeniem zakupów i patykami, nie wzięłaby nic. Dlatego ośmielanie jej do chwytania czegoś zębami to podstawa naszej nauki. Przydaje się tutaj druga osoba - zabawa szarpakiem między ludźmi nakręca Larę, która dołącza na początku nieśmiało, później czerpie z tego coraz więcej przyjemności. Wesołe rozbawianie jest chyba najlepszą metodą na otwarcie przez Larę buźki i chwycenia czegoś.

3. Drugą podstawą obok chwytania jest targetowanie. Targetowanie nosem na dłoń lub przedmiot trzymany w ręku jest u Lary bardzo dobrze wypracowane już od dawna. Nasze targetowanie jest tak dobre, że czasem na spacerze traktujemy je jako przywołanie (jeśli słyszycie, jak ktoś nad rzeką wrzeszczy TAAARGET to znaczy że wołam Larę). Czasem ktoś wyciąga na spacerze otwartą rękę do Lary - a ona przybija nosem targetową "piątkę". (Potem jest już tylko oooojejkuu i lukier...)

4. Przepis na zabawę w aport jest więc taki: podejdź do przedmiotu + stargetuj go nosem + weź go do pyska +  przynieś. Aż cztery elementy, żeby zdobyć nagrodę. Bo naszą nagrodą w nauce aportu jest... oczywiście... JEDZENIE.

5. Każdego elementu uczymy się osobno, stopniowo. Lara nie jest psem, który na hasło "aport" traci rozum. 

Z drugiej strony, taką, że tak powiem, ustrukturyzowaną naukę polecałabym każdemu, kogo pies kocha aporty, ale nie przynosi przedmiotu do ręki -> myślę o typie psa pt."goń mnie". 

Polecenie "przynieś" jest do wypracowania, bo mało psów w sposób naturalny oddaje upolowany w pogoni przedmiot. Zabieranie mu go na siłę w momencie, kiedy ten próbuje uciekać ma sens o tyle, o ile stoi za tym jakaś ekstra nagroda; niesie natomiast ryzyko, że zniechęci to dodatkowo psa do podchodzenia (po co będę tam szedł jak mi zabiorą). Dajmy więc znać, że przynoszenie się baaardzo opłaca.

Dla Lary przynoszenie oznacza smakołyk.
I co ważne, poszło nam bardzo sprawnie. Pewnie dlatego, że zabawa jest jednak naturalna dla psów i choć Lara nie jest jej największym fanem (bo np. bawiąc się można przegapić jakieś jedzenie) w kilka dni nauczyłyśmy się aportować. Teraz stoi zadanie przede mną - kupić jakiś fajny aporter. Bo futro z kaptura z kurtki, mimo że atrakcyjne na początek (futro ma coś wspólnego z jedzeniem pośrednio, nie) nie jest zabawką idealną.

Filmik z naszego pierwszego dnia - rozbawiamy się i targetujemy rzucone futro.


sobota, 21 lipca 2018

Burek! BUREK! BUREK!!!!

Dzisiaj będzie o mówieniu do psa. Najczęściej mówimy do psa, kiedy czegoś od niego chcemy. Oprócz tego, urządzamy różne pogaduchy, które nam sprawiają przyjemność i pozwalają czuć, że pies jest przyjacielem i członkiem rodziny. Tak sobie rozmawiamy, a nasz pies-rozmówca odpowiada spojrzeniami i ogonem.

Przykłady: ooo idzie moja myszka, byłaś na spacerku, ale się uświniłaś, zobacz jakie masz łapki brudne chodź wytrzemy czekaj ładnie, o ślicznie, i dawaj drugą łapkę, widzisz masz cztery łapki no co ja zrobię, a teraz odwiesimy ręcznik, no kto się tak cieszy kto.

...Wystarczy przykładów :) Kto nie gada do psa, niech pierwszy rzuci kamień. Ja gadam do Lary, układam dla niej wierszyki i śpiewam! Ale nigdy nie robię tego w momencie, kiedy czegoś od niej chcę. Gdy przychodzi do komend i nauki, większość z tych, którzy śmialiby się z mojej paplaniny podczas wycierania łap, popada właśnie WTEDY w słowotok. Albo mówi rzeczy bez żadnego sensu. A nie ma niczego, co bardziej oddala nas od wychowania psa, niż rozjeżdżająca się komunikacja.

Najpopularniejszym wypowiadanym słowem, kiedy człowiek chce czegoś od psa, jest psie imię. Burek! (tzn. przestań szczekać) Burek! (tzn. chodź tu) Burek! (tzn. zostaw to świństwo) Burek! (tzn. przestań wyrywać się do psa) Burek! (tzn. stój spokojnie). A ten biedny Burek dalej swoje, no bo w myślach przecież czytać nie umie. Jasne, wiadomo że ton ma znaczenie. Większość osób zmienia ton głosu, w zależności od tego, o jaki zakaz / zachętę akurat chodzi. Fakt, pies doskonale rozumie czym różnią się wysokie dźwięki od krzyku, ton pieszczotliwy od dyscyplinującego. I nawet załóżmy, że pewnego razu na złowrogie hasło BUREK! przestał szczekać na innego psa. No i tyle, zero nagrody. Więc kolejnym razem będzie miał BURKA w nosie i będzie żył sobie w swoim świecie obok tych wciąż latających mu nad głową imion. Tak więc ton głosu ma znaczenie, i jest szansa że tą metodą plus-minus dogadamy się z psem, jednak do prawdziwej nauki komend jeszcze daleeeka droga.

Oprócz "Burkowania", które niewiele wnosi, wpadamy też w słowotoki wtedy, kiedy nie trzeba. Uczymy psa siad. No więc mówimy "siad". Pies oczywiście nie siada, bo po polsku nie rozumie, a nawet "sit" czy "sitzen" też by nic nie zmieniło. Mówimy więc głośniej i pewniej (może nie usłyszał:), a potem znowu. SIADsiadsiadSIAAADsiad!siadNIEnietutajSIADnoSIADnieetak,siad! Dla efektu dodajemy imię. No i tak paplamy. Ponieważ siad jest łatwe i prędzej czy później pies od najgorszego gaduły usiądzie, przy trudniejszych zadaniach możemy spalić całą sprawę. 

Najlepiej trzymać się zasady, że komendę mówimy RAZ. Jeśli pies nie reaguje, to nie dlatego, że czeka aż mu ją powtórzymy, tylko dlatego że nie wie, o co nam chodzi (lub też jest czymś bardzo zajęty albo nadmiernie podekscytowany). W obu przypadkach, powtórzenie komendy nie ma sensu. Co gorsza, spalamy ją. Staje się tylko latającym gdzieś nad psim uchem słowem, jest zużyta i już nie zadziała.

Na pewno to znacie: odpowiada Wam ktoś w obcym języku, a angielskiego nie zna. Wy sygnalizujecie, że się nie dogadamy i że English. No więc on zaczyna mówić głośniej i wyraźniej i powtarza. Czekaj Pan, jeszcze odrobinę głośniej i jedno powtórzenie i załapię portugalski...

Co więc robić, gdy pies nie siada, chociaż wyraźnie, powoli i głośno mówimy do niego w języku polskim, żeby usiadł? Nakierować jego ciało tak, aż usiądzie, i pochwalić (najbanalniejszy sposób to trzymanie smaka nad czołem, wtedy pies zacznie wywijać aż w końcu usiądzie, można pomagać sobie smyczą). Nic więcej, no i tak wygląda sprawa z każdą komendą. Potem jak pies zaczyna łapać temat, mówimy komendę. Raz!

I wracając do naszych imion... mijam z Larą psa na spacerze. Pies obczaja nas już z daleka, potem wypuszcza lawinę szczekania, napina smycz, niemal stoi na dwóch tylnych łapach albo szura brzuchem po chodniku i szczeka na czym świat stoi. Czyli dzień jak co dzień na osiedlu. Co mówi statystyczny właściciel. BUREK! A co mówi po spacerze w domu? TEN PIES MNIE W OGÓLE NIE SŁUCHA! (a poza tym jest głupi). Skąd jednak Burek ma wiedzieć, że powinien się uspokoić, tego nie wie nikt.
W takich spacerowych agresjach wystarczą dwie proste sprawy, zamiast bezsensownego gadania. Przekierować uwagę psa na siebie ZANIM zacznie świrować i zasłonić psu dostęp do drugiego psa ciałem, zamiast stawiać go na dwóch nogach i grzmić mu zza pleców Buureeekkk...

Podsumowując:

1. Im więcej nieskutecznych ("Burek!" lub spalonych) komend mówimy do psa, tym bardziej pies je lekceważy.
2. Każde polecenie musi mieć swoją, osobną komendę.
3. Nie należy dziwić się, że pies nie rozumie wyrazów po polsku, jeśli nie był ich nauczony.
4. Komendę mówimy raz.
5. Pies nie ma w głowie google translate na wyrazy, musimy więc ustawiając ciało psa w pożądany sposób dać mu do zrozumienia, czego od niego oczekujemy.
6. Podczas nauki komend kontrolujemy ciało, żeby nie wysyłać setek chaotycznych gestów, które pies bacznie obserwuje i szuka w nich sposobu na zrozumienie nas.
7. Każde dobre zachowanie nagradzamy :)

A teraz idę pogadać z moją Larą, oo kto tak pięknie sobie śpi i rozciąga łapki, no kto 

wtorek, 10 lipca 2018

Namiot, ognisko i pies


Nie ma dla mnie dobrego weekendu „na dziko” bez psa. Czy chodzi o namiot na kempingu, czy namiot rozłożony „gdzie Bóg da”, czy schronisko górskie, czy auto ze złożonymi fotelami. Mam właśnie za sobą jeden z takich lipcowych weekendów na świeżym powietrzu, o którym chcę opowiedzieć. Byliśmy ze znajomymi 1,5 h drogi od domu, w przypadkowym miejscu nad Zalewem Sulejowskim, pośrodku tzw. Polski powiatowej, w Łódzkim. Miejsce dużo bardziej zatłoczone, niż się spodziewałam, towarzystwo w sensie negatywnym dresowe, styl pod disco polo, dżinsowe rybaczki i dziary na łydce.

Ale – Lara jest szczęśliwa wszędzie tam, gdzie tli się grill, gdzie na stole wciąż jedzenie a zrelaksowane towarzystwo wyciąga ręce i mizia po brzuszku. Oprócz Lary była z nami też Ada, kilkumiesięczna goldenka, której z kolei podobało się rozbicie obozu nad samą wodą. Dwa dni pływania za patykiem = genetyczne spełnienie. Lara wyznaczyła Adzie niewidzialną barierę: terytorium wokół stołu i grilla, na które gówniara nie mogła wejść bez pozwolenia. Podział naturalny był więc taki, że młoda tapla się w wodzie, Lara jest grillowym, a kilka razy dziennie jest czas na wspólną zabawę podczas spaceru do lasu na kupę.

Sielanka trwa dwa dni, incydentalne ucieczki do innych kamperowiczów na kiełbę, odsypianie nocnej czujności w dzień, i to najpiękniejsze... czyli leżenie psa przy ognisku. To, że pies pomaga w znoszeniu (roznoszeniu) patyków na ognisko, to jest jedno. Ale że później kładzie się plackiem kilka metrów od ognia i wygląda jak pierwszy oswojony proto-pies w okolicy ludzkiej osady, to jest już wyjątkowo piękne. Polecam obserwować ten efekt zwłaszcza u Lary, ze względu na jej wilcze kształty i barwy.





A teraz lista rozważań i rekomendacji.

NA NOC

Pytanie: Klatka obok namiotu, czy spanie w namiocie w składzie dwie osoby + pies.

Plusy spania w namiocie: 
1) ciało psa grzeje w niskich temperaturach, 
2) pies jest ciągle przy Tobie, co jest ważne jeśli on lub Ty macie swoje małe strachy,
3) wrażliwy właściciel nie musi martwić się, jak się ma pies, 
4) nad ranem, gdy pies marudzi, wypuszczasz go z namiotu trzymając/mocując gdzieś smycz (o tak wreszcie się mogę wyspać) lub puszczając go samopas w zależności od stopnia posłuszeństwa.

Minusy spania w namiocie: 
1) gdy pies waży więcej niż 20 kg, a Twój namiot jest dwuosobowy, robi się problem,
2) gdy jest ciasno, nie odpoczniesz ani ty, ani pies, a znając życie, to on wymości więcej miejsca dupskiem, 
3) latem jest za gorąco, 
4) pies może być mokry, brudny, zabłocony, wytarzany w sarnim gównie etc. lub intensywnie oddychać w Twoją twarz.

Plusy spania w klatce: 
Komfort, higiena i wygoda dla obu stron. Klatkę, jeśli nie jest zabudowana, warto przykryć kocem, jak kanarka.

Oczywiście mówimy o sytuacji, kiedy pies był wcześniej uczony spędzania czasu w klatce i nie ma z tym problemu, nie stresuje się, nie jest lękowy, etc., ani kiedy właściciel nie jest lękowy ;)

Minusy spania w klatce: 
Kradzież psa... ????!! (zaczerpnięte z psich grup Facebookowych).


NA DZIEŃ

Linka 15 m. 
Polecam dla komfortu ludzi i bezpieczeństwa psa. Daje dużo swobody, a zapobiega zagłaskiwaniu przez ewentualnych sąsiadów, gonitwie za innym zwierzęciem domowym lub leśnym, umożliwia odejście od namiotu na krótki czas bez zmartwień. 

Ważne! Uwaga na obiekty w promieniu włóczącego się na lince psa. Liczba wylanych piw i przewróconych krzesełek prowadzących do wylania piwa jest w naszym przypadku bliska stu.




poniedziałek, 9 lipca 2018

Zaczynamy od zera. Motywacja

„Mój pies jest głupi”

Są takie psy, które z wielką ochotą uczą się nowych sztuczek i z zapałem podejmują nowe zadania. Inne robią to raczej od niechcenia, a w skrajnych przypadkach po prostu potrafią mieć ciebie i twoje jedzenie gdzieś. Jeśli nauka psa idzie wyjątkowo topornie, i to wcale nie chodzi o rozproszenia, ale o bezczelny brak zainteresowania lub spojrzenie szefa mafii pod nazwą "i tak dasz mi to później" lub "o co jej znowu chodzi"... problemem wydaje się być motywacja.

Z dziecięcą fascynacją zastanawiam się nad tym, jak postrzega nas pies - jak odszyfrowuje ludzkie komunikaty, rozumie intencje, gesty i dźwięki tego dziwnego dwunożnego gatunku, który ciągle czegoś chce. Dlaczego to, że wymagam czegoś od psa, miałoby go obchodzić? Wyjaśnijmy to w praktyce psu, odnosząc się do jego motywacji.

Gdzieś tam na świecie - bo nie u mnie w domu... :) - są psy, które będą chętnie pracowały za moment szarpania zabawką albo za dobre słowo. „Pochwała słowna” to jeden z listków tzw. koniczynki nagród, obrazującej możliwe dobre wzmocnienia, motywujące psa do powtórzenia działania. No i klops, bo Lara "pochwałę słowną" ma w głębokim poważaniu. Podobnie w głębokim poważaniu ma zabawkę czy nagrodę socjalną. 

Dobór nagrody

Tak więc koniczynka koniczynką, ale dla Lary, tak jak dla wielu innych psów, zabawa nie jest żadną formą nagrody. Ona bardzo rzadko się bawi, a jeśli w ogóle, to tylko patykiem i to tylko wtedy, kiedy jest w nastroju. Więc kiedy takiej Larze zacznę w nagrodę za zrobienie zadania wymachiwać przed nosem pluszakiem lub piłką, skończy się na przepraszających gestach, podwijaniu ogona i flircie uspokajającym. Nagroda socjalna w niektórych wypadkach jest OK, ale tylko przy łatwych i dobrze opanowanych zadaniach. 

Ale numerem jeden... jak dla większości psów (choć o dziwo są psy-niejadki, nigdy tego nie rozumiałyśmy z Larą)... jest JEDZENIE. Jedzenie znajduje się w centrum świata Lary i to ono jest takim motorem napędzającym sens jej życia. Dlatego Lara potrafi pracować, ale bezwarunkową koniecznością będzie dla nas tutaj JEDZENIE. Jeśli masz psa, który dla jedzenia zrobi wszystko, to pół sukcesu szkoleniowego za nami, ciesz się i wykorzystuj to. No ale mamy jeszcze ten problem, że jedzenie jedzeniu nierówne. Psy mają swój cennik usług. Za suchy chrupek Lara zrobi maksymalnie dwa zadania.

Suche chrupki i tyle zachodu z zostań, waruj, poproś... Pies mówi w nosie cię mam. I jaka diagnoza? „Mój pies jest głupi”. No dobrze, suche chrupki to jest skrajny przykład. Gorsza może być tylko marchewka lub zwietrzała karma Active Pet, takie duże krokiety.

Ale weźmy parówki, albo szyneczkę. Zobaczycie od razu różnicę, psu od razu szerzej otworzą się oczy. Ale bywa, że i parówka to mało. Lara na szyneczkę lub smaczki-żelki z zoologicznego, czy Orlando, pracuje, ale nie na 100%. Pracując z Larą na słabe smaczki można popaść we frustrację - no pies debil. Jednak można wykrzesać z niej duże możliwości koncentracji i ładny tryb pracy, i te pokłady „mądrości”, które są przykryte zblazowaniem.

Moja rada na "głupie psy": spróbujcie w ciągu jednego dnia przetestować 4 sesje nauki komend. W pierwszej użyjcie suchej karmy. W drugiej czegoś „ze stołu”, co lubi pies – żółty serek, bułeczka, jajko, każdy pies ma swoje upodobania, np. Lara ogórki kiszone, buraki i bób, za które chętnie robi zadania (ale nie za długo coby się nie zmęczyć). Możecie też użyć popularnych smaczków dostępnych w zoologicznym – jakieś ciasteczko, żelek, miękki smaczek. W trzeciej próbie weźcie szynkę, parówkę lub kiełbasę. W ostatniej próbie weźcie coś NIESAMOWITEGO, tym czymś dla Lary jest surowe mięso lub ryba. Lubię, kiedy po przyrządzeniu obiadu zostają mi ścinki z okrajania mięsa. Wykorzystuję je wtedy jako smaczki dla trudniejszych dla Lary zadań, dzięki którym jest bardziej zaangażowana i uruchamia tryby umysłu, żeby zrozumieć moje nowe żądania. Rozproszenie jej jest  wtedy bardzo mało prawdopodobne. 

Puenta

Dzieje się tak dlatego, że w szkoleniu psa podstawą jest MOTYWACJA. Właśnie ona, nie rasa, nie systematyczność, czy naturalna inteligencja, czy wiek. Jeśli Twojego psa trudno jest zmotywować – widocznie nie wypróbowałeś jeszcze wszystkiego lub nie odkryłeś, co go NAPRAWDĘ kręci. Surowe ścinki ze schabu to dla Lary jak machanie milionem złotych nad głową. Też byś wszedł za to na krzesło i zatańczył sambę, nie?
Jeśli motywacją nie jest jednak jedzenie, a zabawka - ulubiona żółta piłeczka - nie bawcie się nią na co dzień, ale zostawcie właśnie jako niesamowitą nagrodę.

A co jeśli na psa działa tylko kawior z jesiotra... no cóż wtedy masz trudniej :) Żeby nie zbankrutować, polecam koniecznie zlikwidować miskę z jedzeniem, żeby Twoja ręka stała się jego jedynym źródłem.



niedziela, 24 czerwca 2018

Jestem Lara i jestem tu gospodarzem

Obserwuję psy ze swoimi właścicielami i widzę, że tak właśnie jest: pies jest szefem samego siebie, a często jest nawet szefem wszystkich szefów. Biedny opiekun nie ma nad nim żadnej kontroli, a ten ich międzygatunkowy związek polega na wzajemnym wkurzaniu się na siebie, na nieporozumieniach, na niewyjaśnionych sprawach, i  niepotrzebnych złych emocjach. Relacje psio-ludzkie bywają trudne, nawet jeśli są pełne dobrej woli. Dlaczego tak jest? Głównie chodzi o to, że nie potrafimy się dogadać. Jeden mówi w swoim języku i ma swoje potrzeby, ale drugi też mówi w swoim języku i też ma potrzeby. To wszystko jest często polane sosem z silnych emocji i oto - "mam problem z psem".

Jest jedno zdanie Cesara Millana, z którym się zgadzam: people love dogs, but people don't understand dogs.

Jeśli jesteście zainteresowani tą drugą częścią cytatu, a także pracą z psem, szkoleniem i terapią behawioralną, zapraszam do lektury bloga. Jego ambasadorką będzie Lara (jak widać husky), moja trzyletnia suczka, będąca przykładem wzorowej adopcji i moją wielką miłością.