niedziela, 28 lipca 2019

Prosta teoria i trudna praktyka


W internecie i w druku roi się od porad, jak wychować psa. Mnożą się kursy "zostań behawiorystą", mnożą się wideoinstruktaże. To bardzo dobrze, bo dzięki modzie na psie tematy Janek prędzej czy później natknie się na informacje, że jak pies osikał mu łóżko, to nie z zemsty, że przedwczoraj Grażyna z tego łóżka go zgoniła, tylko np. z lęku separacyjnego. Czasem zalecenia wydają się proste i olśniewające, tylko, że podczas ćwiczeń wychodzi jakoś inaczej, niż mówi teoria. 
Jak wprowadzić w życie zalecenia wychowawcze lub naprawcze gdy demotywuje nas fakt, że... porady ch** działają.
Niech ta notka będzie uzupełniaczem i pocieszaczem dla wszystkich, którzy złościli się, że mądre zalecenia mądrymi zaleceniami, a pies dalej swoje.

Trudna rzeczywistość

W książce Szczenię doskonałe Gwen Bailey (zresztą świetnej – polecam – jeśli zastosujesz się do wszystkich wskazówek książki, masz pewność, że wychowasz swoje szczenię na wspaniałego i zrównoważonego psa! Na ostatnich stronach polecam tabelę z planem socjalizacji dla szczeniąt, wyłożonym jak krowie na rowie).
Więc Gwen pisze tak: wypuszczaj szczenię jak najczęściej do ogrodu podczas nauki czystości. Tymczasem – pozdrowienia z blokowiska, 11 piętro i stara winda! "Przydatny może być duży kojec". Moja sypialnia jest wielkości kojca z jej zdjęcia :) Albo wyprowadzaj szczenię co dwie godziny (pęcherz szczenięcia wytrzymuje tyle godzin, ile szczenię ma miesięcy + 1)... pod warunkiem że nie pracujesz lub wziąłeś kilkutygodniowy urlop!
Porady Gwen Bailey (podobnie jak innych podobnych) są genialne, jednak często mocno oddalone od rzeczywistości, w której rodzą się problemy z psim zachowaniem.
Albo: ucz psa spokojnego zachowania przy gościach, wykorzystując trening z zamykaniem w drugim pokoju. A ja mam kawalerkę :) Albo: rozłóż psu matę węchową. Postaw psu klatkę. GDZIE?

Są też problemy w szkoleniu natury życiowej. Łatwo w książce prosić gości, aby spokojnie kucali do lękliwego psa i powoli rzucali mu smakołyki, dopóki nie okaże się, że nie cierpią psów i brzydzą się brać do ręki kawałki jadalnej padliny, a ciebie zaczynają tratować jak świra. Albo jak wszystkim burczy w brzuchach, ale nie usiądziesz do stołu, bo najpierw ogarnianie psa według zaleceń... Trudno zachować konsekwencję podczas procesu odwrażliwiania psa na dźwięk domofonu, kiedy masz swoje pilne zajęcia, a inni domownicy na przykład kąpią noworodka, są w toalecie, obracają naleśniki na drugą stronę. 
Ciężko? Jak pisała Zofia Mrzewińska: nie kupuj psa! Odradzam!

Pies kawalerski

Wiele dzisiejszych problemów z psami wynika z warunków, w jakich mieszkamy i z naszego trybu życia. Taki to pożyje, co może na środku pokoju rozwalić ogromny kojec dla nauki wyciszenia, u którego nauka czystości polega na zrobieniu dwóch kroków w stronę drzwi do ogrodu, i taki co ma forsy jak lodu na badania weterynaryjne, aby każde zachowanie, które pojawia się „nagle”, móc najpierw spróbować profesjonalnie uzasadnić medycznie. A w domu 24/7 jest ktoś obecny.

Jestem zdania, że posługując się wiedzą (najczęściej bardzo dobrą i bardzo słuszną) z książek i internetu, ale bez spotkania ze specjalistą, efekty nauki zmiany zachowań mogą być słabe. Właśnie dlatego, że codzienne życie wygląda nieco inaczej niż je malują w poradnikach. 

Co więcej. Moja obserwacja jest taka, że wiele problemów dotyczy psów, które mieszkają w… kawalerce. Z różnych powodów. Mają one tendecję do lęku separacyjnego (non stop obok opiekuna w domu), mają mało bodźców, bywa, że nie mogą się spokojnie wyspać (legowisko znajduje się w centralnym miejscu kawalerki i nie ma gdzie go przesunąć), jest mało miejsca na trening sztuczek lub wyciszenia, nie ma miejsca na jakiekolwiek dodatkowe gadżety i zwyczajnie w świecie... nie ma przestrzeni osobistej dla nikogo. 

Jeśli mimo ograniczonej przestrzeni w mieszkaniu i świadomości, ile realnie czasu możesz poświęcić psu, nadal jesteś na niego zdecydowany – pamiętaj, że przed tobą wyższa poprzeczka. To, że bardzo zapracowana siostra koleżanki wzięła psa do kawalerki i pies jest wspaniały nie znaczy, że twój też będzie.

Dlaczego na filmiku działa, a na moim psie nie działa?

Często w poradach czy tutorialach, jak nauczyć psa tego i owego, brakuje bardzo wielu informacji (nie dziwne - inaczej filmik trwałby 10 godzin), przez co irytujemy się, że u nas w domu nie wychodzi… a dzieje się tak z kilku powodów. 

1. Zadanie jest z kosmosu

Uważam, że trzeba pracować nad kilkoma elementami jednocześnie i pamiętać o waszych ogólnych relacjach. Jeśli zadanie pod tytułem „odwróć uwagę psa od czegoś tam smakołykami” w ogóle w twoim przypadku nie działa, bo pies ma cię w głębokim nosie, musisz równolegle robić różnorodne zadania na samokontrolę i skupianie uwagi na sobie. Jeśli zwykle nie przywołujesz do siebie psa i rzadko łapiecie kontakt wzrokowy, dlaczego nagle miałby zadziać się cud.

2. Emocje są nie te

Inna rzecz to poziom emocji. Jeśli pies jest owładnięty silnymi emocjami, praca z nim nie ma sensu i nawet najlepsze triki behawiorystów nie zadziałają. Trzeba wyczuć moment, w którym emocje dopiero się nakręcają lub wychwycić ten ułamek sekundy przed określonym zachowaniem (np. tuż przed otwarciem salwy szczekania lub rzucenia się na coś). To jest trudne i wymaga uważnej obserwacji. Z kolei jeśli pies jest zbyt zamulony, też niewiele z nim zrobimy. Wcześniej trzeba te emocje rozkręcić. Pies raczej nie będzie nas słuchał (zwłaszcza słuchał rzeczy nowych i trudnych) gdy jest za bardzo lub za mało pobudzony.

4. Nagroda jest nie wtedy, kiedy trzeba

Timing nagradzania jest ekstremalnie ważny. Oczekujemy czegoś od psa i gdy to wykona (np. zadaniem było, aby usiadł i opanował się na 6 sekund) nie nagradzamy go wcale lub nie w odpowiednim momencie. Bo siedział tylko 3 sekundy. W ogóle to chcielibyśmy, żeby siedział 20 sekund. Tymczasem każde, najbardziej mizerne zbliżenie się do celu powinno być nagrodzone jak największy sukces. A nagroda trafia do mordki od razu. Akcja-reakcja.
Przez sekundę zachowywał się tak, jak chciałeś - super! Daj mu o tym znać! 

5. Oczekuję cudu tu i teraz

Niecierpliwość. Zbyt duże wymagania "na już" i podejście do psa z grubej rury. Jeśli po dwóch dniach ćwiczeń dalej nic się nie udaje, to znaczy, że miałeś bardzo złe założenia i oczekiwałeś szybkich i łatwych efektów. Nad pozornie łatwymi elementami, takimi jak np. kontakt wzrokowy na komendę, trzeba pracować tygodniami, nawet miesiącami. 
Albo coś się psu raz udało, to kolejne zadanie na maksa z grubej rury. Czekałeś w siadzie 10 sekund? Wspaniale, drugim zadaniem będzie czekanie minutę! Nie udało się? Głupi pies...
Plagą jest też przechodzenie do dalszych etapów nauki bez zamknięcia tych wcześniejszych. 

6. Ćwiczę tylko, kiedy mi się zachce

Brak konsekwencji (80% konsekwencji to jeszcze nie konsekwencja :) ). Jeśli "koniec" oznacza koniec kontaktu i jakiekolwiek próby wymuszania są skazane na lipę, to tak musi być. Jeśli nie pozwalasz wchodzić psu do łóżka, to nie pozwalaj - nie zrozumie on grafiku, że można tylko w środy i w soboty.

7. Raz mi nie wyszło, więc więcej nie robię

Czyli foch. Dwa razy zagajałem do psa ze smakołykami, żeby nie szczekał na domofon, ale później on i tak szczekał, zatem ta metoda nie działa. Uczę przywołania psa na smakołyki, ale nadal wiele razy nie przychodzi na wołanie, więc przestaję nosić smaki, bo jest to bez sensu. Chciałem raz spróbować wybiegać i zmęczyć psa, żeby lepiej się zachowywał, ale po powrocie nadal robił to, co zwykle, więc nie będę go męczył, bo to nie pomaga.


Powtarzasz w kółko coś, czego on dawno nie słucha? Palisz tylko komendy (odsyłam do https://lapkawgore.blogspot.com/2018/07/burek-burek-burek.html)

8. Mam wyobrażony obraz mojego psa, ale nie widzę mojego psa

Oczekuję od psa cech, których w ogóle nie wykazuje lub umiejętności, do których całkowicie nie ma predyspozycji. Bo pies kolegi wujka był taki i taki. Chcę żeby był towarzyski, kiedy on zupełnie taki nie jest. Chcę, żeby nie oddychał, kiedy on jest pracoholikiem. Chcę, żeby nie szczekał, kiedy jego rasa słynie ze szczekliwości. Chcę się z nim bawić, gdy on nie lubi zabawek. Chcę go tulić, kiedy on nie lubi dotyku... ups, warczy na mnie... dlaczego jest agresywny w moim domu, mój prywatny pies??

Czy porady, które czytam, są głupie, czy głupi jest mój pies?

Pewnie ani jedno, ani drugie. Uważam jedynie, że w poradach o psim wychowaniu zbyt mały nacisk jest położony na czas potrzebny do osiągnięcia sukcesu i konieczną ilość powtórzeń oraz na moment i miejsce ćwiczeń. Bo to tak wygląda, że psa niby można w dwa dni nauczyć chodzenia na smyczy. 
Poza tym: aby modyfikować zachowanie, trzeba wiedzieć, z czego ono wynika, a następnie dobrać odpowiednią metodę pracy. Triki z behawiorystycznych forów internetowych nie działają na twoim psie, bo być może przyczyna zachowania jest inna lub wasza relacja jest bardzo zaniedbana (od początku jesteś niezrozumiały według psa, nigdy go o nic nie prosisz, jesteś nudny i złościsz się na różne przypadkowe rzeczy), dlatego nie działa. 

Podsumowując - gdzie szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego "na moim psie nie działa" w kolejności od najgłówniejszych:

-Niecierpliwość


-Zbyt duże wymagania, podejście do psa „z grubej rury”

-Brak konsekwencji (80% konsekwencji to nie jest jeszcze konsekwencja J)

-Praca podczas zbyt dużych lub zbyt niskich emocji
-Niewłaściwy moment nagrody i/lub niewłaściwa nagroda
-Trudności z dogadaniem się z innymi domownikami podczas pracy (każdy robi swoje i nauka idzie w las).

Na szczęście w większości przypadków, gdy mamy już diagnozę i chęci, nie jest tak trudno. Więc zamiast się złościć i szukać wymówek, trzeba zakasać rękawy do roboty i rozważyć pomoc specjalisty.
Poza tym pamiętamy, że EKSTREMALNIE ważne jest, aby nie dopuścić do rozwoju złego zachowania i nigdy nie mówić o psie „przejdzie mu”.

środa, 20 lutego 2019

ABC psich min


Przegląd psich min, które każdy musi znać

Psia twarz jest niewiele mniej wyrazista od ludzkiej. Mowę wyraża nie tylko twarz, ale całe ciało, zresztą u ludzi jest tak samo. Widać tam zarówno emocje, jak i to, co pies chce nam powiedzieć. Ciężka sprawa, dogadać się z człowiekiem. Zwłaszcza jak twój człowiek w ogóle nie rozumie, co do niego mówisz i zawsze reaguje inaczej, niż się chciało. Kompletnie nie dociera jak mówisz mu, że czujesz się źle. Człowiek złości się, że nie rozumie go pies, a czy on rozumie psa? A powinien, bo jest mądrzejszy :) Powinien też rozwinąć w sobie empatię, bo to pozytywna cecha ogólnie w życiu, nie tylko dla właścicieli psów.

Poniżej znajdziecie najważniejsze psie gesty, które, nierozumiane, mają daleko idące konsekwencje w zachowaniu i w ogólnej relacji z opiekunem. Zrozumienie strachu, stresu i złości to elementarz jakiejkolwiek relacji pies-człowiek. Każdym gestom towarzyszą też najpopularniejsze ludzkie reakcje.

Repertuar najważniejszych min

  • "Poczucie winy”. Uszy do tyłu, kręcenie się, czasem oblizywanie się, odwracanie głowy, machanie obniżonym ogonem, schylanie głowy, spowolnione ruchy. Mina „poczucia winy” to hit internetów.
Jak widzi to człowiek: narozrabiał i doskonale o tym wie, dlatego teraz mnie przeprasza i czuje się źle z tym, co nawywijał, czyli nasikał, pogryzł coś, wywrócił śmietnik, ukradł coś ze stolika. Doskonale wie i bardzo długo pamięta, co złego zrobił. Nawrzeszczę, żeby jeszcze lepiej zapamiętał, jak bardzo źle zrobił, skoro się kuli, to tym bardziej znaczy, że nauczy się na przyszłość. A zresztą jak mówię na głos „czemu pogryzłeś kapcia” to jeszcze bardziej się pręży, co oznacza, że doskonale rozumie.

Jak widzi to pies: człowiek jest w tej chwili niemiły, ja nie chcę z nikim konfliktu, nie chcę żadnych kłótni, no nie złość się już proszę, wszystko jest dobrze, nie chcemy tutaj żadnych problemów, wyluzuj, ja jestem tylko malutkim biednym psem i nie rób mi krzywdy. 

Pies wysyła sygnały uspokajające, żeby zakończyć konflikt. Już sama ta scena jest nieprzyjemna, przez co jest rodzajem kary, więc nie ma potrzeby dodatkowego karania psa ani celowego przedłużania sceny. Zwłaszcza, jeśli nabrojenie nastąpiło już jakiś czas temu, np. podczas naszej nieobecności, karanie będzie wysoce niepotrzebne i całkowicie nieskuteczne.

Do czego prowadzi niezrozumienie: utrata zaufania, pogłębianie objawów lęku i stresu, pogorszenie relacji przez nieprzewidywalność właściciela, niezrozumiałe kary bez walorów edukacyjnych prowadzące do stałego napięcia w obecności właściciela.

  • „Nie chcę tego robić, boję się”. Uszy położone, skulony tyłek, zapieranie się, niepewne ruchy, zerkanie na boki, czasem dyszenie, ślinienie, podniesiona łapa, drżenie, próba odsunięcia się/ucieczki.

Jak widzi to człowiek: pies nie chce czegoś robić (gdzieś wejść, do czegoś podejść, gdzieś iść, czegoś założyć) więc trzeba go do tego zmusić albo wrzasnąć, bo jest rozkapryszony. Przecież TY wiesz, że nie ma się czego bać, to tylko prysznic/auto/tramwaj/zatłoczona ulica/stół/obce psy. Burek, STÓJ!, Burek, CHODŹ TU!

Jak widzi to pies: boję się tej rzeczy, nie wiem co się wydarzy, nigdy nie byłem w takiej sytuacji lub wkładano mnie tam siłą lub ostatnio jak to zrobiłem to potem było bardzo strasznie, jak jest ta rzecz to pańcia robi się dodatkowo niemiła i się napina. Zaraz się rozpłaczę. Niech ta sytuacja się skończy. Proszę, nie każcie mi tu być, ja naprawdę nie chcę, nie!, nie!, NIEEE!! Muszę się zgodzić, naciskają na mnie, płaczę w środku.

Do czego prowadzi niezrozumienie: pogłębienie lęku, a co za tym idzie – objawów lęku, popsucie relacji wynikające z braku poczucia bezpieczeństwa przy opiekunie, wywołanie fobii, wywołanie agresji lękowej, uogólnienie się strachu na inne podobne sytuacje/przedmioty lub w ogóle na wiele rzeczy wokół (ogólna strachliwość), unikanie kontaktów z opiekunem.

  • „Zniknij z moich oczu, jestem wkurzony i być może będę musiał zrobić ci coś złego, choć bardzo bym nie chciał” – oznaki agresji, warczenie, nerwowe zerkanie,  jeżenie, podwijanie warg, czasem szczekanie, wpatrywanie się, obniżanie głowy lub jej lekkie odwracanie, machanie obniżonym ogonem, kłapanie zębami w powietrzu, napięcie mięśni.
Jak widzi to człowiek, który zna tego psa: pies jest wkurzony, ale nigdy jeszcze nie ugryzł, on się tylko tak droczy, bo on na pewno nie ugryzie, chce poudawać że jest groźny i że mamy się jego bać, cwaniakuje jak dresiarz a wiadomo że nic złego nie zrobi, on jest taki słodki jak się złości, a zresztą macha ogonem przy tym

Jak widzi to pies: bardzo mnie drażnisz i nie chcę żeby to, co teraz się dzieje, trwało dalej, natychmiast się odsuń, bój się mnie, mam emocje wywindowane ma maksa (pobudzenie powoduje, że macham ogonem), jestem zmęczony nie lubię cię idź stąd

Do czego prowadzi niezrozumienie: narastanie agresji lub wywołanie ugryzień bez ostrzeżenia, stałe napięcie i stres, uogólnianie agresji na inne sytuacje, wybór przez psa agresywnych gestów jako sposobu na radzenie sobie z większością sytuacji, gdzie nic innego nie działało.

Agresja może być wywołana bardzo różnorodnymi czynnikami, natomiast w tzw. przeciętnym polskim domu często spotyka się agresję „nie groźną” czyli poirytowanie psa, ale wstrzymywanie się od ugryzień lub bardzo łagodne ugryzienia. Każda agresja jest jednak agresją i ma swój powód.

Każde z tych zachowań można, a nawet należy modyfikować w mądry i przede wszystkim jasny dla psa sposób - a przynajmniej nie wolno się przyczyniać do pogłębiania tych zachowań. Każde zachowanie wynika z określonego samopoczucia, które to jest wywołane określonym czynnikiem; pies naprawdę niewiele różni się od człowieka.


A teraz repertuar moich ulubionych min:

  • Kurza stopa, jak oni to zrobili?

Zmarszczone czoło albo przekrzywiona głowa nad czymś małym i niesamowitym. Może być mały zwierzak (jeż). Może być kula-smakula. Może być zabawka na inteligencję. Może być coś wystającego z szafy. Kawałek smakołyka na podłodze, który powinien biegać, a leży. Dziwny dźwięk, wydobywający się z twoich ust.

  • Panie, ja tu tylko wącham
Każdy opiekun spokojnego psa to zna, zna to również każdy, kto swojego psa próbował szkolić. W reakcji na coś, pies nagle z ogromną fascynacją zaczyna wąchać okoliczną trawę i robi kilka kroków w bok. Nie do końca udaje mu się ściema, bo zezuje znad trawy na ciebie / innego psa, ale ogólnie to wącha. Ja jestem, panie, uczciwy pies, wącham, o niczym nie wiem, na spacerze jestem.
- dzieje się tak, gdy w pobliżu jest inny pies, z którym twój pies nie ma ochoty się kontaktować. Najfajniejsze jest to, że większość psów to rozumie i szanuje
- dzieje się tak, gdy podczas treningu wymagasz jakiegoś zadania, którego twój pies nie rozumie albo ma już serdecznie dość powtórek i czuje presję


  • Pokornie zgadzam się
To jest popisowa mina Lary. Ponieważ jest odpowiednio wcześnie i w spokoju zaznajomiona z różnymi sytuacjami, godzi się na nie, bo wie, że jedyną opcją jest w spokoju czekać i wykonywać polecenia. Tak jak za przeproszeniem kobieta u ginekologa. Grzecznie czeka aż stąd wyjdzie i czmychnie do domu.
Mina wygląda pokutnie. Duże, wilgotne oczy, pełne wyrzutu lub patrzące gdzieś w przestrzeń. Spokojne mlaskanie lub ciche stękanie („ja pierdolę kończ”). Uszy do tyłu i naciągnięta skóra na czole. Stanie w przedpokoju z brudnym brzuchem i czekanie na prysznic. Kąpiel. Czesanie. Wyjmowanie rzepów. Wracanie z balkonu do mieszkania. Schodzenie z wersalki na czas jej rozkładania. Zakładanie szelek. Kaganiec („jak mogłaś mi to zrobić, ty którą tak kochałam”). Czekanie na przystanku.

piątek, 15 lutego 2019

Pasze i karmienie. Część II


Nawiązując do wątku z poprzedniej notki:

Żerność

Psy mogą się wydawać mięsożerne ze względu na uzębienie i swojego dzikiego przodka, czyli wilka z lasu. Mięso zresztą bardzo lubią, a do produkcji energii bardziej potrzebują tłuszczów zwierzęcych niż węglowodanów. Modna teraz dieta Bones And Raw Food do tego właśnie nawiązuje (na drugim biegunie mody są z kolei karmy wegańskie dla psów, ale to zostawmy:). 
Czasem może jednak przeceniamy szlachetność psich potrzeb. Psy są bowiem wszystkożerne, jak dziki, świnie, szczury, chłoną to, co akurat jest. Lara jest encyklopedycznym modelem wszystkożerności. Wszystko + żerność to jest to. Mięso gotowane lub surowe, żywe lub martwe, warzywa i owoce, chleby, nabiały, ogórki kiszone,  pierogi, co pan dasz to wezmę. Żołądek psi cechuje bardzo duża kwasowość, dlatego wiele może znieść. Oczywiście jeden żołądek będzie bardziej wrażliwy od drugiego, natomiast dla mojej Lary temat zatruć jest równie egzotycznym tematem, co problemy z apetytem.

Wszystkożerność jest związana m.in. z historią psa, który trudnił się jedzeniem śmieci w okolicy ludzkich wiosek. To zresztą całkiem pożyteczne. Bezdomne psy z większości krajów wykonują to zajęcie nieprzerwanie od wieków. Domne psy też zwykle kochają śmieci, im bardziej obrzydliwe, tym lepsze. A jak nie zjem, to chociaż zakopiem, a wcześniej chwilę z tym poparadujem. Nieśmiertelne, symboliczne połączenie psa i kości to zresztą odbicie tego, o czym mówię: człowiek zjadł mięso, a dla psa była kość. Jestem pewna, że statystyczny człowiek zjada proporcjonalnie więcej mięsa niż statystyczny "mięsożerny" pies.
Tak się składa, że w moim domu Lara też pełni funkcję śmieciojada, ponieważ wylizuje opakowania po różnych produktach, a dzięki temu mogą one trafić do odpadków suchych. Wylizując moje talerze powoduje, że nie zatykam zlewu resztkami jedzenia, no i tych resztek nie marnuję. Lara zjada też np. niedobrą szynkę z pizzy, ścinki z okrajania surowego mięsa, rzecz co spadnie na podłogę i zrobi plamę, itd. Wszystkożerny pies jest eko.
Pamiętajmy jednak, że bazą żywieniową psów z dobrych domów w XXI wieku powinien być zbilansowany pokarm, a psie tendencje do jedzenia czegokolwiek najlepiej mieć pod kontrolą.

Karmienie

Są dwa rodzaje karmienia karmą: pierwszy to sypanie odmierzonej porcji do miski o stałych porach, drugi to stała dostępność jedzenia w misce. System jesz-ile-chcesz (nazywany ładnie ad libitum) jest z tego co widzę duuuuużo bardziej popularny. Z mojej perspektywy sprawa wygląda tak:
Lara je dwa razy dziennie odpowiednią dla siebie porcję i to jest moim zdaniem opcja optymalna i taką polecam. Nie wiem, do czego by doszło, gdyby karma była w misce non-stop. Może skręt żołądka, a może od razu jego rozerwanie, a w optymistycznej wersji 20 kilo nadwagi? Karmienie dwa razy dziennie uważam za dobre dlatego, że:
1) jest absolutna kontrola nad zjadaną ilością, a więc też nad masą ciała, 
2) jest absolutna kontrola nad kwestią apetytu i braku apetytu, 
3) jest kontrola przed spacerem, zwłaszcza bardzo aktywnym spacerem, czy pies ma pełny brzuch czy nie, 
4) jeśli w domu jest więcej zwierząt, zapobiegamy gastro-walkom czy jedzeniu z chytrości jeden przed drugim, 
5) nie śmierdzi w domu karmą, 
6) jest to dobre pod kątem rozmaitych ćwiczeń za jedzenie, w tym ćwiczeń samokontroli i dla ogólnych relacji: żarcie wydziela człowiek, a ty musisz coś za nie zrobić lub czegoś nie zrobić, 
7) jak pies się nażre pełną miską, to jest zamulony i podając pokarm w konkretnym momencie mamy możliwość tym zamuleniem sterować.

Co do wyboru karmy - uszanujmy przede wszystkim smaki samego psa. Jeśli nienawidzi jakiejś firmy, nie zmuszajmy go do jedzenia Active Pet. Bo najczęściej wtedy efekt jest taki, że pies nie lubi Active Pet czy innego Chappi, więc jedzonko leży smutno w misce, a pies dostaje ze stołu. W efekcie niby jest na Active Pecie, ale w rzeczywistości zjada tylko parę chrupek dziennie, a poza tym żywi się wraz z pańcią. W praktyce dostaje same smakołyki, a karma leży niechciana i jeszcze wietrzeje. No ale "mój pies jest na suchej karmie".
Uważam, że nie ma to większego sensu i warto wtedy albo wypróbować inną karmę, albo gotować samodzielnie jedzenie dla psa. Powinniśmy przykładać jednak wagę do wartości energetycznej, składu i proporcji składników odżywczych tego, co przygotowujemy: krótko mówiąc trzeba się trochę znać na dietetyce. Nie wątpię, że dobrze zbilansowane jedzenie robione samemu w domu jest stokroć lepsze od gotowych karm.
Czasem okazuje się jednak, że bardzo łatwo jest zachęcić psa do suchych chrupek, na które miał focha. Wystarczy poturlać je po podłodze, schować w kongu lub pustej plastikowej butelce z wyciętymi dziurkami, schować pod kocem/w kapciu i nakazać szukanie. Robi się wtedy ciekawiej, jest trochę jak na polowaniu, są dobre emocje.

Zasada 10%

Podsumowując, jest ogólna zasada, żeby "ludzkie" jedzenie nie przekraczało MAX 10% dziennej porcji energetycznej dla psa. Wtedy powinno być OK. W tych 10% znajdą się smakołyki do ćwiczeń i inne "drobne grzeszki", a jeśli ćwiczymy dużo, wtedy spalamy michę i całą porcją z michy skarmiamy na treningu. 
Poza tym, jeśli pies nie jest psem sportowym, a my znawcą w zakresie suplementacji, lepiej nie podawać żadnych uzupełniaczy witamin i minerałów. Suplementy z reklam, czy to dla psów, czy ludzi, podawane zdrowym osobnikom, w najlepszym wypadku nie mają żadnego wpływu na zdrowie, w najgorszym - szkodzą. Niezbędne składniki odżywcze powinna zawierać karma, natomiast przedawkowanie uzupełniaczy może być gorsze, niż ich niedobór i dotyczy to zarówno psów dorosłych, jak i szczeniąt w okresie intensywnego wzrostu. I ludzi też to dotyczy.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Pasze. Część I

Karma sucha


Tłuste w dotyku, suche chrupki, które zjada większość psów, powstają na skutek ekspandowania lub ekstrudowania składników. Ekspandowanie – tak jak jest np. ekspandowana kasza jaglana z Biedronki – polega na bardzo szybkim podgrzaniu ziarna do temperatury zmieniającej wodę w parę, a wtedy woda, próbując wyparować z cząsteczki, zwiększa ciśnienie i rozrywa ją. W efekcie zostaje zniszczona struktura komórkowa, a to oznacza większą strawność i przyswajalność składników pokarmowych. Ekstrudowanie to z kolei gotowanie mieszanki składników w wielkim kotle, bardzo intensywne, w dużej temperaturze oraz przy zwiększonym ciśnieniu. Taka papa przeciskana jest później przez mały otwór, który formuje jej właściwy kształt i wielkość. Potem uformowana papa jest opryskiwana smakowitym tłuszczem, aby miała mniej lub bardziej atrakcyjny smak. Na koniec produkt jest suszony gorącym powietrzem i powstają chrupki o zawartości wody maksymalnie 12%. Chrupek zawsze cechuje się wysoką strawnością, dzięki wygotowaniu wszystkich składników na początku procesu.

O co chodzi z karmami dobrymi i nie dobrymi.

Ponieważ sucha karma jest łatwo strawna, to, wybaczcie bezpośredniość, psy walą po nich prawidłowe kupy. I teraz kupa mówi nam, jakiej jakości jest karma. Generalnie im gorsza karma, tym większa i częściej robiona kupa. Jedzenie przelatuje przez psa jak samolot. Przy lepszej karmie, kupa ma normalny rozmiar (dużo mniejsza od głowy psa :D) i robi się dwa, czasem w porywach do trzech razy dziennie. Dlaczego tak jest? Gorszej jakości, czyli kupogenne karmy mogą być zbyt szybko ekstrudowane lub niewłaściwie suszone, a przez to mogą zmniejszać swoją strawność i dodatkowo wytracać składniki odżywcze. Układ trawienny wyciąga więc z takiej karmy to, co może, a większość to po prostu pusta treść, która przeradza się w ogromną kupę.

Ważna jest także troska producenta o te składniki, witaminy i minerały, które giną w procesie ekstrudowania papy. Składniki wiele tracą ze swojej odżywczości, przechodząc przez proces produkcyjny. Dlatego pasza musi być w optymalny sposób uzupełniona o to, co się wytraciło. Tutaj cena jest plus minus informacją, czy producent o to dba, czy nie. Ogólne prawidło jeśli chodzi o jakość karmy jest takie, że im lepsza dostępność składników odżywczych w karmie i lepsza strawność, tym mniejszą ilość karmy pies musi zjeść. Zalecana dzienna ilość gramów karmy na kilogram masy psa opisana jest na etykiecie produktu.

To, czy podawana karma gwarantuje komplet potrzebnych składników odżywczych, poznamy głównie po kondycji sierści i skóry. Jest trochę tak, że przez psa przejdzie wszystko, a więc nawet najtańsze marketowe pasze nie spowodują (mam taką nadzieję) uszczerbku na zdrowiu i ogólnej kondycji. Co nie znaczy, ze nie warto wczytać się w ich etykietę i poddać refleksji.

Kolejna istotna rzecz, czyli skład. Podstawową zaletą gotowej karmy jest to, że jest zbilansowana. To znaczy, niezależnie od swojej jakości, najprawdopodobniej będzie miała właściwe proporcje tłuszczów, węglowodanów, białka, włókna pokarmowego, witamin i minerałów. Te proporcje mogą się mocno wahać w zależności od karmy i od przeznaczenia karmy, a trochę tych przeznaczeń jest (np. dla psów rasy yorkshire terrier w wieku 6-12 miesięcy, ale tylko samic z niestrzyżonym włosem i o imieniu na literę "B"). W przeciętnej porcji karmy jest przewaga węglowodanów, mniej więcej tyle samo białka i tłuszczu, częściej więcej białka, do tego od 6 do 9% popiołu i wilgotność od 6 do 12%. Istotna jest też strawność białka, węgli i tłuszczów, która dla przeciętnych karm marketowych wynosi odpowiednio ok. 81%, 85%, 79%. Im większa strawność, tym bardziej premium karma. Tu właśnie jest kwestia tej wspomnianej wcześniej objętości kupy.

W dobrych karmach, ogólnie mówiąc, skład jest bardziej wyszczególniony. W gorszych mamy zwykle tajemnicze "produkty pochodzenia zwierzęcego" plus reszta składu jak w paszy dla drobiu: ziarno, śruta sojowa. Zmielony drób wraz z jego paszą :) Uwaga też na napisy w rodzaju "minimalna zawartość X wynosi Y%", bo nie jest to rzetelna informacja i wynika wyłącznie z przepisów, każących skład jakoś tam na opakowaniu opisywać. Niektórzy producenci by tego najchętniej nie robili i zastępowali etykietę zdjęciem uśmiechniętego psa. Zwłaszcza ci, których karma to ekspandowana pszenica z aromatem tłuszczu. A więc im bardziej wylewnie producent opisuje swoją karmę, tym lepiej dla karmy.

Weźmy Dolinę Noteci. Ja jej nie stosuję, ponieważ kosztuje miliony, a ja milionów nie zarabiam, natomiast jest to hiperprzykład tego, jak bardzo szczegółowo i bez kompleksów mogą być wymienione składniki: wymiona, wątroba wieprzowa, nerki wieprzowe, serce wołowe, marchew, ziemniak, mączka kostna, jajka, etc, etc. 
Lara je obecnie N&D (Farmina), której skład jest przyzwoity, oceńcie sami:


Co prawda dopiero na odwrocie paczki dowiadujemy się, że owoc granatu stanowi 0,5% składu. Ważne, że z przodu opakowania zajmuje centralne miejsce, ale ciii :D

piątek, 25 stycznia 2019

Mały wielki rozumek



Szczeniaczki.
Z jednej strony natrętne, z drugiej pocieszne, z jednej szkodniki, z drugiej – słodziaki przytulaki, które pachną szczeniakiem (kto nie wąchał, niech żałuje). Dzisiaj chcę opisać kilka rzeczy, które najbardziej rzucają mi się w oczy u opiekunów szczeniąt. Chcę też wypowiedzieć małą wojenkę kwarantannie poszczepiennej. Ale na początek jednak wstępniak o okresach rozwoju maluchów.
  • okres neonatalny – od urodzenia do 14 dnia życia. Inaczej okres larwalny :) czyli życie przed rozwinięciem wzroku i słuchu, bez zdolności regulowania wewnętrznej temperatury, w całkowitym uzależnieniu od matki. Układ moczowy i wydalniczy muszą być stymulowane matczynym wylizywaniem. Wbrew niektórym dziwnym poglądom, taką larwę jak najbardziej bierzemy na ręce i obcujemy z nią!
  • okres przejściowy – od 14 do 21 dnia. Wielka chwila otwarcia oczu, a potem pojawienie się zębów mlecznych i idąca za tymi zmianami nowa otwartość na zewnętrzne bodźce. Początek zachowań socjalnych.
  • pierwotna socjalizacja, czy inaczej okres krytyczny – od 3 do 12 tygodnia życia. W tym okresie (tj. po 6 tygodniu) szczenię trafia do nowego domu. To bardzo ważny okres, w którym, najprościej mówiąc, programują się zachowania i reakcje na różne bodźce. Psia ciekawość w tym wieku nie zna granic, a rolą opiekuna jest dostarczenie mu maksymalnej ilości różnorodnych doświadczeń POZYTYWNYCH. Różnorodnych, to znaczy: podróże samochodem, jazda windą, poznanie obcych łagodnych dorosłych psów, poznanie jak największej ilości obcych osób, krótkie spacery w różnorodnych miejscach. Oczywiście wszystko na krótko i z umiarem, ale regularnie. Bodźcujemy psa każdego dnia.
  • okres młodzieńczy, będący dalej okresem socjalizacji – od 12 tygodnia do okresu dojrzewania. Czas, w którym szczeniak robi się coraz pewniejszy siebie i niezależny, zachowuje czystość w domu, nadaje się do pierwszych prawdziwych lekcji posłuszeństwa, ale może mieć też swoje lęki i uprzedzenia. To czas, w którym z tymi lękami walczymy poprzez odwrażliwianie. Ponieważ jest to dalej okres socjalizacji, opiekun musi zapewniać maksymalną ilość różnorodnych bodźców – choć jednocześnie mogą ujawnić się tutaj efekty niedoboru bodźcowania z poprzedniego okresu rozwoju (głównie lęki).


Szczeniak w nowym domu

Prawdopodobnie pierwszą rzeczą, jaką chcemy nauczyć szczeniaka, będzie załatwianie się w jednym miejscu domu, a docelowo załatwianie się na dworze. Wydaje mi się, że ważniejsze od wszystkich zasad pozytywnej nauki czystości jest po prostu nie być leniuchem. Żeby pieseł nauczył się robić swoje na dworze, musi tam po prostu wychodzić, milion razy dziennie po dwie minutki. Wcześniej, nauka załatwiania się na matę jest głównie mozolnym przenoszeniem sikającego szczeniaka z podłogi na matę i nagradzanie go na macie. Dobrze, żeby na macie było zawsze trochę zapachu siuśków. Nie mniej ważne od tego, co należy robić, jest to, czego nie należy robić, a.... wszyscy to robią.

Nie karamy. Dlaczego? Nie dlatego, że krzyk to brutalne znęcanie się, a klaps to cierpienie i tortury. Nie karamy dlatego, że nie uzyskamy żadnej skuteczności poza skutecznym popsuciem waszej relacji, wywołaniem lęku, braku zaufania i przede wszystkim niezrozumienia. Czy ktoś widzi sens w karaniu noworodka, że narobił do pieluchy? Kary są popularne ze względu na jedną niefortunną psią minę – minę „winowajcy”. Słynne „on wie, że źle zrobił”. Nie przeceniajmy jego inteligencji :) Żeby nie popaść w dygresję, temat psich min i gestów rozwinę w kolejnej notce.

Drugą rzeczą, najbardziej kojarzącą się ze szczeniakiem obok siku i kupy, jest zabawa. Zabawa = gryzienie, szarpanie, gonienie, branie do mordki wszystkiego w zasięgu wzroku. Przyglądając się szczeniakom, z którymi pracuję, widzę siłę i wszechpotęgę zabawki jako narzędzia do budowania: relacji, samokontroli, euforii, posłuszeństwa, zaufania, nagrody, odłożonej nagrody i pewnie jeszcze trochę by się znalazło. Najczęstsze błędy (nie trzeba tego nazywać błędami, ale wtedy nazwijmy to ograniczaniem perspektywy wychowania zajebistego dorosłego psa) opiekunów to:

1) zabawa rękami. Prowadzi do tego, że szczeniak gryzie po rękach, oraz do tego, że ludzki dotyk znajduje się w jego psim rozumieniu gdzieś na granicy zabawy / dokuczania, na pewno nie nagrody, a raczej gdzieś wśród gestów, na które trzeba aktywnie reagować,

2) dokuczanie zabawkami. Rozumiem przez to różne dziwne ruchy zabawką, począwszy od piszczenia prosto do ucha, poprzez chamskie wyjmowanie z pyska, skończywszy na skakaniu pluszakiem po głowie i oczach :) najbezpieczniej jest uciekać zabawką po płaskiej powierzchni, rzucać i szarpać się nią,

3) brak zabawek reglamentowanych. Szczeniak jest szczeniakiem i jeśli nie będzie miał swobodnego dostępu do zabawek i gryzaków, wybierze sobie sam zabawki w postaci mebli i butów. Jednak warto chować kilka najfajniejszych i najbardziej ulubionych zabawek, które wyciągamy tylko na czas wspólnej zabawy (tj. często w ciągu dnia, wszak szczeniak bawić się musi). Chodzi o zbudowanie fajnej relacji i bycie dla psa atrakcyjnym (tylko ja wiem gdzie leży to najulubieńsze i tylko ja je ożywiam :)),

4) zabawki nieatrakcyjne. Łatwo zauważyć, co psa kręci – czy liny, czy piłeczki, czy futrzaste szarpaki, czy pluszowy miś, czy gumowe piszczące, czy pusta butelka po wodzie. Bawimy się tymi, które lubi,

5) BEZPIECZEŃSTWO. Jeśli w wyniku zabawy zabawką szczeniakowi coś się stanie, może się zrazić na długo, a może nawet na zawsze. Miejmy na uwadze to, żeby w nic się nie walnął, nie poślizgnął za bardzo, nie dostał zabawką po głowie, etc. Niech przykładem będzie moja Lara, która przypadkowo oberwała w oko piłką tenisową, dość mocno spuchła, i nie używa do dziś piłek. Boi się też twardych szarpaków, bo kiedyś nieźle się jednym poobijała. Więc jaka jest jej reakcja na zachęty zabawy piłką: tylko nic mi nie rób ej dobra nie musimy się bawić jestem fajnym bezproblemowym psem.

Wreszcie trzecia rzecz związana ze szczeniakami: SOCJALIZACJA. Chcemy wychować zrównoważonego psa, który się niczego nie boi, nie poluje na zwierzęta, nie ma żadnych fobii ani nie rozwinie się u niego agresja, a poza tym zna savoir vivre w kontaktach z innymi psami. Porządna i intensywna socjalizacja może to wszystko ułatwić. Mówiąc inaczej, dobra opieka nad szczeniakiem zapobieże problemom behawioralnym dorosłego psa. Przykładowa lista rzeczy, które chciałabym pokazać mojemu szczeniakowi przed ukończeniem 12 tygodnia życia (oczywiście niektóre z trzymaniem na rękach, inne na smyczy): tramwaj, podróż samochodem, ogromny karton który się przewraca, przebranie z wielkim kapeluszem i czarnym płaszczem, kury w zagrodzie, kaczki nad rzeką, klatka kennelowa, koń, kot, królik, zabawa w gwiezdne wojny (latanie szczeniakiem jak samolotem, no co), ogromne puste boisko, spotkanie z dogiem niemieckim, wizyta w mieście, spotkania z dziećmi.

Kwarantanna

Szczenięce szczepienia i związana z nimi osłabiona odporność oznaczają podatność na choroby. Żeby im zapobiec, weterynarze zalecają kwarantannę. Na czym polega kwarantanna w praktyce: opiekun izoluje szczeniaka w domu od wszystkiego i od wszystkich, uczy czystości jedynie przy pomocy rozłożonych gazet/maty i zwleka z pierwszym spacerem nawet do okresu młodzieńczego. U opiekuna włącza się myśl „każda bakteria zabije mojego psa”. Moim zdaniem, jest to prosty przepis na wychowanie psa lękliwego, niepewnego siebie, mogącego mieć wypaczone emocjonalne reakcje na różne codzienne zjawiska, nie potrafiącego ogarnąć się wśród rozproszeń, etc. Uważam, że trzeba znaleźć równowagę pomiędzy troską o zdrowie fizyczne, a troską o psychikę. Kwarantannę potraktujmy jako coś, co zawsze mamy na uwadze z tyłu głowy, aby nie przesadzać ze spacerami. Nie chcę przecież zabierać siedmiotygodniowego malca w góry :) Jednak nie wyobrażam sobie jego wychowania bez kontaktu z trawnikiem, przynajmniej kilkoma innymi dorosłymi psami, bez podróży środkami lokomocji ani pokazywania mu (niech będzie, że na rękach) różnych dziwnych zjawisk, w tym zwierzaków.

sobota, 20 października 2018

Zostaw to i patrz na mnie! Czyli Decyzja, Rezygnacja, Nagroda.


Nie idziemy na lody

Nauka posłuszeństwa to w dużym stopniu nauka rezygnacji. Na początek pofilozofujmy sobie o samych pojęciach:
Rezygnację poprzedza podjęcie decyzji o odrzuceniu czegoś, co jest dla nas ważne. Rezygnując, mamy pełną świadomość straty czegoś, co z pewnością było możliwe do zdobycia. Rezygnacja jest więc „szlachetną”, świadomą decyzją. Ponieważ nie każdy jest szlachetny – a zwłaszcza psy rzadko bywają - rezygnacja musi się opłacać. Człowiek i pies nie znoszą próżni, więc w miejsce tego, z czego zrezygnowaliśmy, musi pojawić się coś co najmniej równie fajnego.* Nie idziemy na lody, bo pójdziemy w inne fajne miejsce.

Jeszcze raz podkreślę, że o rezygnacji trzeba zdecydować. Zabranie psu czegoś, na czym mu zależało (jedzenie/zabawka) jest karą, a nie rezygnacją. Czyli: wyrwanie psu na siłę zabawki i podanie w zamian smakołyka nie przybliża nas do komendy „zostaw”. Brakuje nam tu samodzielnej psiej decyzji. A prośbę o psią decyzję trzeba uzasadnić!

W ten sposób dochodzimy do nagrody. Mechanizm nagrody za rezygnację jest mniej więcej taki: przestań robić to co robisz, albo zostaw to co masz przed nosem, bo dostaniesz coś ode mnie.

Rezygnacja na osi czasu

Rezygnować trzeba teraz. Natomiast nagroda będzie w przyszłości w stosunku do chwili obecnej. Dla człowieka rozróżnienie między teraz a później nie jest trudne –> dla psa wymaga już pewnej rozkminy. Czekanie na nagrodę wiąże się ściśle z zaufaniem, że ta nagroda na pewno BĘDZIE. Tok myślenia jest wtedy taki: „rezygnuję z tej fajnej rzeczy, bo dostanę inną fajną, a może nawet fajniejszą rzecz za chwilę.” Jeśli innej fajnej rzeczy nie będzie, przestanę rezygnować, bo nie ma to dla mnie sensu. Dlatego komenda „zostaw” przy zjadaniu resztek pod śmietnikiem na spacerze nigdy się nie uda, jeśli nie będzie dla psa czymś uzasadniona.
Od czego więc zacząć, żeby pies nauczył się rezygnować z innych fascynujących rzeczy, by słuchać NAS? Co zrobić, żeby stać się centrum psiego świata, ważniejszym niż wszystko inne: zapachy w trawie, jedzenie, obcy ludzie, inne psy, wiewiórki, gnijące resztki, rowery, wąchanie krzaków, etc.
Sprawa jest złożona i wcale nie łatwa. Ale nawet kiedy nie wierzy się w psa (bowiem „mój pies jest głupi”) można się zaskoczyć pozytywnie!

1. Samokontrola

Zaczynamy od tzw. samokontroli. Ten termin jest bardzo modny; chodzi mniej więcej o umiejętność powstrzymania impulsów, jakie wywołuje widok rzeczy wspaniałych (jedzenie/zabawki/sygnały poprzedzające przyjemność, takie jak ściąganie z wieszaka smyczy przed spacerem itp). Nauka samokontroli bywa mylona ze zwalczaniem tzw. dominacji psa... według teorii, że pies rzuca się na jedzenie/do wyjścia jak opętany, ponieważ wierzy, że jest liderem legendarnej watahy i sprawuje władzę nad ludźmi. Otóż więc nie chodzi o dzierżenie przez psa insygniów władzy „w stadzie”, ale o brak umiejętności hamowania naturalnych impulsów. Samokontrola to nic innego jak ogarnięcie się, zamiast świrowania. Pójdziemy na lody, ale nie wbiegamy do lodziarni.

Ćwiczenia elementarne na samokontrolę:
a) sypiesz jedzenie do miski dopiero wtedy, gdy pies usiądzie i się uspokoi; 
b) wychodząc na spacer, otwierasz drzwi domu dopiero, gdy pies wcześniej opanuje ekscytację, a nie w momencie największego „szału wyjścia”; 
c) kładziesz smakołyk na podłodze obok psa i zakrywasz go ręką w momencie, gdy pies próbuje po niego sięgnąć. Gdy się odsuwa – odkrywasz smakołyk. Gdy znów chce sięgnąć – zakrywasz. Dopiero jak na kilka sekund się odsunie (a najlepiej na ciebie spojrzy), nagradzasz podając drugiego smaka z kieszeni.

2. Nagradzanie skupienia uwagi na tobie

Kiedy w reakcji na twoje cmoknięcie/zawołanie pies przerywa coś, co robił – zawsze nagródź. Rodzaj nagrody dostosuj do tego, czy pies oddawał się przerwanej czynności z pasją, czy tylko z umiarkowanym zainteresowaniem (a więc odpowiednio jedzenie lub miłe słowo). Często takie okazje pojawiają się spontanicznie w ciągu dnia i warto je wyłapywać. UWAGA. Nie chodzi o żebranie przy stole. Wtedy pilne i namiętne patrzenie psa w twoje oczy raczej nie powinno być nagrodzone :)

3. Odłożona nagroda

To dla początkujących psów bardzo trudna do pojęcia kwestia. Pies musi zaufać, że nagroda nastąpi po pewnym czasie, a Ty masz zadbać o to, żeby nie zawieść jego zaufania
Ćwiczenie: smakołyk leży na podłodze obok psa. Pies musi wykonać określone zadania, trwające np. 20 sekund: siad, waruj, noga. Dopiero jak skończycie, na Twoją komendę może odebrać leżącą i czekającą na podłodze nagrodę. Stopniowo wydłużamy czas trwania zadań – a także atrakcyjność leżącej nagrody (czyli najpierw np. mały kawałek psiego smakołyka, później pół parówki). 

4. W praktyce na spacerach

Najtrudniejsze jest na spacerach. Problem z przywołaniem, bieganie do innych psów lub szukanie resztek w trawie, ale też ciągnięcie na smyczy, wynikają często z tego, że otaczający psa świat jest fajniejszy niż jego opiekun. Niby to naturalne, ale nie powinno tak być, jeśli myślimy o posłuszeństwie. A większość ludzi życzyłaby sobie, żeby posłuszeństwo leżało pod świąteczną choinką, zamiast skupić się na pracy i dobrych relacjach z psem. Tu polecam super wideo Magdy Łęczyckiej i ćwiczenie z rzucaniem smakołyków: https://www.youtube.com/watch?v=wCS5kUgpcIk

Kiedy podczas spaceru pies koncentruje swoją uwagę na tym, na czym nie chcemy, również w sposób który nazwalibyśmy „problemem behawioralnym” – czyli na dziecięcych wózkach, rowerzystach, albo spina się do innych psów – bardzo często należy skupić go wtedy na sobie. Zagadać, zwabić smaczkiem. Łatwo mówić o przekierowaniu uwagi na siebie, ale trudniej zrobić. Robimy więc to na codzień: uczymy, że rezygnowanie się opłaca, a sukces poznamy po tym, że pies sam zdecyduje „odpuszczam ten temat”.

Przykład z życia z Larą.
Sytuacja 1: Mijamy psa, i Lara i pies są na smyczy. Lara napina się lekko i jeży, a podczas największego zbliżenia dwa razy szczeka. Żeby tego uniknąć, już w momencie gdy się wpatruje w psa i napina, odchodzę z nią kilka kroków w bok i zagajam: ooo a cio to takiego mam dla mojego pieska w kieszeni, mmm ale smaka mam dla ciebie. Zajmujemy się smakiem i wszystko kończy się OK. Ale to nie była jeszcze rezygnacja.
Sytuacja 2: Mijamy psa, i Lara i pies są na smyczy. Na wszelki wypadek odsuwam się na skraj chodnika, żeby nie być nadmiernie blisko, ale już widzę, że Lara się nie jeży. Mijamy psa. Lara zerkała na niego, lekko podniosła ogon, ale poza tym go olała. Wtedy lawina nagród. Jest też miejsce na potrójną lawinę nagród: kiedy Lara ma psa w nosie, gdy ten pies na nią szczeka.

Co jest dla mnie najważniejsze w nauce rezygnacji, oprócz ogólnych praktycznych zalet posłuszeństwa: takie ćwiczenia bardzo pozytywnie wpływają na relację z psem i wspólne dogadywanie się. Stajemy się dla psa fajni, interesujący i godni zaufania. Przywołanie na spacerach staje się łatwiejsze, przebywanie w naszym towarzystwie i słuchanie naszych poleceń zaczyna być dla psa frajdą (pańcia do mnie mówi = będzie coś fajnego –> jeśli nie natychmiast, to za chwilę).

Niech życie z psem przypomina tą scenę: A: "chodźmy na lody". B: "nie idziemy na lody". A: "ale czeeemu". B: "pójdziemy na zakupy i wieczorem sami zrobimy super deser, na który zaprosimy jeszcze ciocię".

*rzecz jasna gdy mówimy o wzmocnieniu pozytywnym.

wtorek, 11 września 2018

Obi tak dalej

Obedience, czyli po polsku posłuszeństwo, to dyscyplina obejmująca takie zadania, jak: chodzenie przy nodze, zostawanie, aport, zmiany pozycji, obieganie tyczki, chodzenie tyłem, odsyłanie do punktu, i tak dalej. W mistrzowskim wykonaniu Magdy Łęczyckiej wygląda to tak:


Obedience jest dyscypliną sportową i wiele - większość? - osób, które myślą o tym pod kątem sportu i uczestnictwa w zawodach, pracuje ze swoimi psami (rzecz jasna rasowymi) już od szczeniaka. Natomiast w odróżnieniu od innych psich dyscyplin, takich jak np. agility czy tropienie, praca nad posłuszeństwem przynosi fantastyczne owoce w życiu codziennym.

Chcę więc powiedzieć o tym, dlaczego obi jest fajne i dlaczego polecam je każdemu, a w szczególności:
- gdy pies źle reaguje na inne psy na spacerach,
- gdy pies zachowuje się źle w wyniku nudy i oboje chcecie zrobić coś pożytecznego i pozytywnego,
- gdy chcecie, aby pies dla waszego wspólnego szczęścia korzystał z mózgu który mu dała natura,
- gdy chcecie, żeby wasza relacja była lepsza,
- gdy chcecie, żeby wasze spacery były przyjemniejsze, a pies nauczył się rezygnacji z różnych pokus na rzecz kontaktu z wami,
- gdy nie wierzycie, jak wielką radość i satysfakcję daje obserwowanie postępów w nauce,
- gdy nigdy nie docenialiście swojego psa.

Spośród wszystkich wymienionych, właśnie ten ostatni jest najważniejszy. Nie musimy pracować od szczeniaka, żeby osiągnąć fajne efekty, a zamiast powtarzać słynne "ten pies jest głupi", nauczmy go czegoś - dla własnego szczęścia i dla ułatwienia życia. 
Posłuszeństwo to coś więcej niż nauka sztuczek. Przede wszystkim wyzwaniem jest tutaj skupienie uwagi psa na sobie, jego koncentracja i nakręcenie na współpracę. W życiu codziennym dobrze wypracowane komendy dają mnóstwo korzyści (zostań, zostaw, waruj, czekaj, do mnie, stój), ale... często sprawa wygląda tak, jak na tym sucharku:

Dlaczego czasem robi, a czasem nie robi? Psy obediencowe robić muszą zawsze, niezależnie od tego, czy jakiś ciekawy zapach zaleciał z lewej strony, czy przyleciał gołąb, czy obok leży kupka parówek. Chodzi bowiem o umiejętność pracy w rozproszeniach i umiejętność rezygnacji.
Na tych dwóch zadaniach skupiam się teraz z Larą. Sama komenda nie musi być wyszukana - niech jest to leżenie. Poniżej polecam kilka ćwiczeń, a na końcu opiszę NAJTRUDNIEJSZE zadanie w życiu Lary, które wykonała w naprawdę beznadziejnym stylu.

1) umiejętność rezygnacji - tutaj też samokontroli - ćwiczymy przy użyciu kilku kostek parówki. Kładziemy psa do pozycji leżenia. Niecałe pół metra od niego kładziemy parówki. Jeśli pies chce po nie sięgnąć - zakrywamy ręką. Odsuwa się - odkrywamy. I tak w kółko, choćby to miało trwać 10 minut. Gdy nie próbuje po nie sięgnąć i zerka na nas, sięgamy do kupki i dajemy psu w nagrodę jeden kawałek, chwaląc przy tym. W czasie ćwiczenia nie mówimy nic, to nie jest pora na paplanie ani nie jest to nauka komendy :)

2) podobne zadanie, tylko ze smakołykiem trzymanym w dłoni. Otwieramy przed psem dłoń ze smakołykiem. Gdy próbuje wziąć jedzenie, zamykamy dłoń. Gdy odsunie nos - otwieramy dłoń, ale jeśli znów zaczyna wtedy pchać w nią nochal, ponownie zamykamy. I tak do skutku, aż przestanie wciskać nos w rękę - choćby na 3 sekundy. Idealnie jeśli jeszcze zerknie na nas ("stara o co chodzi z tą ręką?"). Wtedy otwieramy dłoń i drugą ręką dajemy kawałek parówki w nagrodę. Pies zaczyna ponownie pchać nos - więc znowu zamykamy barek. Docelowo pies ma zrozumieć, że tylko spokojne czekanie i grzeczne patrzenie na nas sprawi, że pańcia da jeść.

3) trzymamy smakołyki w obu dłoniach z rękami rozłożonymi na boki - pies leży lub siedzi przed nami. Oczywiście próbuje dobrać się do jedzenia z naszych rąk, ale wtedy zachowujemy się jak w zadaniu nr 2. Docelowo chodzi o pokazanie, że jedzenie się pojawia, gdy pies rezygnuje z własnych prób sięgania po nie. I co WAŻNE: nie pozwalamy zjeść psu samodzielnie z ręki. Trzymając kawałek smakołyka, ręka wędruje do psiego ryjka, bo to my dajemy, a nie on bierze.

4) pies jest w pozycji "leżeć" i wprowadzamy rozproszenia. Zaczynamy spacerować koło niego, możemy coś nucić, obchodzić go dookoła i kiedy utrzyma pozycję - sowicie nagradzamy. Jeśli wstanie, odsyłamy go z powrotem do leżenia, i znów to samo. Nie spodziewajmy się jednak, że od razu utrzyma pozycję w każdej sytuacji - rozproszenia wprowadzamy baaaardzo stopniowo. Najpierw odejście dwa kroki od psa. Później pojawienie się jakiejś drugiej osoby, czy wzięcie do ręki jakiegoś dużego przedmiotu. WAŻNE: nagradzając za leżenie przy rozproszeniu, wkładamy smakołyk prosto do psiego ryjka, nisko przy ziemi. Nie możemy spowodować, że przy nagradzaniu on wstanie. Wtedy de facto zaprzeczamy sensowi ćwiczenia.

5) pies jest w pozycji "leżeć", a my zaczynamy odchodzić stopniowo coraz dalej. Najpierw robimy to w domu - idziemy nawet do innego pokoju, a następnie możemy robić to na dworze. Bardzo polecam przy ćwiczeniach na dworze, żeby pies miał przypiętą smycz zwisającą luźno. To da nam większą kontrolę, a i sam pies czując smycz na szyi mniej będzie się rozpraszał ("i tak nie ma wolności to poleżę może będzie żarcie"). Gdy minie kilkanaście sekund, a pies wciąż leży i jest skoncentrowany, podchodzimy szybko i nagradzamy.

Pamiętamy, żeby zakończyć ćwiczenie (okej, koniec, klepnięcie, etc). Pies musi wiedzieć, że nie trzeba już leżeć. Bo jak wstanie sam, kiedy sobie uzna za stosowne, znów zaprzeczymy sensowi ćwiczenia :)

Na koniec, obiecany opis NAJTRUDNIEJSZEGO zadania w życiu Lary. "Chyba cię jebło" powiedziała mi wtedy oczami.
Lara jest w pozycji "waruj". 20 cm od niej leży kupka parówek. Ja oddalam się tyłem do Lary o pięć kroków. Czekamy. Następnie podchodzi Magda, rozprasza Larę, ale ona zostaje niewzruszona niczym Sfinks. Następnie Magda prosi mnie o przywołanie psa. No i na hasło "do mnie!" Lara rzuca się na parówki ("zjem se jeszcze szybko"). Wtedy Magda staje na parówkach, zakrywa je butem. Ja tańczę i śpiewam, przywołując psa. Lara walczy z butami Magdy, próbuje robić podkop, wpada w szał, czuje się oszukana i wkurwiona, odprawia dzikie harce. W końcu, w tych wygibasach przy trampku, Lara z Magdą dochodzą w sumie do mnie, ja zwracam na siebie uwagę jak opętana, w końcu Lara spogląda na mnie z rozpaczą ("no weź jej coś powiedz Nona"), na co wybucham pochwałami jak fajerwerek i wkładam do ryjka własną parówkę.
Zaraz po zjedzeniu mojej, Lara próbuje jeszcze wyszukać w trawie rozsmarowane, zmasakrowane resztki parówek spod buta.