sobota, 21 lipca 2018

Burek! BUREK! BUREK!!!!

Dzisiaj będzie o mówieniu do psa. Najczęściej mówimy do psa, kiedy czegoś od niego chcemy. Oprócz tego, urządzamy różne pogaduchy, które nam sprawiają przyjemność i pozwalają czuć, że pies jest przyjacielem i członkiem rodziny. Tak sobie rozmawiamy, a nasz pies-rozmówca odpowiada spojrzeniami i ogonem.

Przykłady: ooo idzie moja myszka, byłaś na spacerku, ale się uświniłaś, zobacz jakie masz łapki brudne chodź wytrzemy czekaj ładnie, o ślicznie, i dawaj drugą łapkę, widzisz masz cztery łapki no co ja zrobię, a teraz odwiesimy ręcznik, no kto się tak cieszy kto.

...Wystarczy przykładów :) Kto nie gada do psa, niech pierwszy rzuci kamień. Ja gadam do Lary, układam dla niej wierszyki i śpiewam! Ale nigdy nie robię tego w momencie, kiedy czegoś od niej chcę. Gdy przychodzi do komend i nauki, większość z tych, którzy śmialiby się z mojej paplaniny podczas wycierania łap, popada właśnie WTEDY w słowotok. Albo mówi rzeczy bez żadnego sensu. A nie ma niczego, co bardziej oddala nas od wychowania psa, niż rozjeżdżająca się komunikacja.

Najpopularniejszym wypowiadanym słowem, kiedy człowiek chce czegoś od psa, jest psie imię. Burek! (tzn. przestań szczekać) Burek! (tzn. chodź tu) Burek! (tzn. zostaw to świństwo) Burek! (tzn. przestań wyrywać się do psa) Burek! (tzn. stój spokojnie). A ten biedny Burek dalej swoje, no bo w myślach przecież czytać nie umie. Jasne, wiadomo że ton ma znaczenie. Większość osób zmienia ton głosu, w zależności od tego, o jaki zakaz / zachętę akurat chodzi. Fakt, pies doskonale rozumie czym różnią się wysokie dźwięki od krzyku, ton pieszczotliwy od dyscyplinującego. I nawet załóżmy, że pewnego razu na złowrogie hasło BUREK! przestał szczekać na innego psa. No i tyle, zero nagrody. Więc kolejnym razem będzie miał BURKA w nosie i będzie żył sobie w swoim świecie obok tych wciąż latających mu nad głową imion. Tak więc ton głosu ma znaczenie, i jest szansa że tą metodą plus-minus dogadamy się z psem, jednak do prawdziwej nauki komend jeszcze daleeeka droga.

Oprócz "Burkowania", które niewiele wnosi, wpadamy też w słowotoki wtedy, kiedy nie trzeba. Uczymy psa siad. No więc mówimy "siad". Pies oczywiście nie siada, bo po polsku nie rozumie, a nawet "sit" czy "sitzen" też by nic nie zmieniło. Mówimy więc głośniej i pewniej (może nie usłyszał:), a potem znowu. SIADsiadsiadSIAAADsiad!siadNIEnietutajSIADnoSIADnieetak,siad! Dla efektu dodajemy imię. No i tak paplamy. Ponieważ siad jest łatwe i prędzej czy później pies od najgorszego gaduły usiądzie, przy trudniejszych zadaniach możemy spalić całą sprawę. 

Najlepiej trzymać się zasady, że komendę mówimy RAZ. Jeśli pies nie reaguje, to nie dlatego, że czeka aż mu ją powtórzymy, tylko dlatego że nie wie, o co nam chodzi (lub też jest czymś bardzo zajęty albo nadmiernie podekscytowany). W obu przypadkach, powtórzenie komendy nie ma sensu. Co gorsza, spalamy ją. Staje się tylko latającym gdzieś nad psim uchem słowem, jest zużyta i już nie zadziała.

Na pewno to znacie: odpowiada Wam ktoś w obcym języku, a angielskiego nie zna. Wy sygnalizujecie, że się nie dogadamy i że English. No więc on zaczyna mówić głośniej i wyraźniej i powtarza. Czekaj Pan, jeszcze odrobinę głośniej i jedno powtórzenie i załapię portugalski...

Co więc robić, gdy pies nie siada, chociaż wyraźnie, powoli i głośno mówimy do niego w języku polskim, żeby usiadł? Nakierować jego ciało tak, aż usiądzie, i pochwalić (najbanalniejszy sposób to trzymanie smaka nad czołem, wtedy pies zacznie wywijać aż w końcu usiądzie, można pomagać sobie smyczą). Nic więcej, no i tak wygląda sprawa z każdą komendą. Potem jak pies zaczyna łapać temat, mówimy komendę. Raz!

I wracając do naszych imion... mijam z Larą psa na spacerze. Pies obczaja nas już z daleka, potem wypuszcza lawinę szczekania, napina smycz, niemal stoi na dwóch tylnych łapach albo szura brzuchem po chodniku i szczeka na czym świat stoi. Czyli dzień jak co dzień na osiedlu. Co mówi statystyczny właściciel. BUREK! A co mówi po spacerze w domu? TEN PIES MNIE W OGÓLE NIE SŁUCHA! (a poza tym jest głupi). Skąd jednak Burek ma wiedzieć, że powinien się uspokoić, tego nie wie nikt.
W takich spacerowych agresjach wystarczą dwie proste sprawy, zamiast bezsensownego gadania. Przekierować uwagę psa na siebie ZANIM zacznie świrować i zasłonić psu dostęp do drugiego psa ciałem, zamiast stawiać go na dwóch nogach i grzmić mu zza pleców Buureeekkk...

Podsumowując:

1. Im więcej nieskutecznych ("Burek!" lub spalonych) komend mówimy do psa, tym bardziej pies je lekceważy.
2. Każde polecenie musi mieć swoją, osobną komendę.
3. Nie należy dziwić się, że pies nie rozumie wyrazów po polsku, jeśli nie był ich nauczony.
4. Komendę mówimy raz.
5. Pies nie ma w głowie google translate na wyrazy, musimy więc ustawiając ciało psa w pożądany sposób dać mu do zrozumienia, czego od niego oczekujemy.
6. Podczas nauki komend kontrolujemy ciało, żeby nie wysyłać setek chaotycznych gestów, które pies bacznie obserwuje i szuka w nich sposobu na zrozumienie nas.
7. Każde dobre zachowanie nagradzamy :)

A teraz idę pogadać z moją Larą, oo kto tak pięknie sobie śpi i rozciąga łapki, no kto 

wtorek, 10 lipca 2018

Namiot, ognisko i pies


Nie ma dla mnie dobrego weekendu „na dziko” bez psa. Czy chodzi o namiot na kempingu, czy namiot rozłożony „gdzie Bóg da”, czy schronisko górskie, czy auto ze złożonymi fotelami. Mam właśnie za sobą jeden z takich lipcowych weekendów na świeżym powietrzu, o którym chcę opowiedzieć. Byliśmy ze znajomymi 1,5 h drogi od domu, w przypadkowym miejscu nad Zalewem Sulejowskim, pośrodku tzw. Polski powiatowej, w Łódzkim. Miejsce dużo bardziej zatłoczone, niż się spodziewałam, towarzystwo w sensie negatywnym dresowe, styl pod disco polo, dżinsowe rybaczki i dziary na łydce.

Ale – Lara jest szczęśliwa wszędzie tam, gdzie tli się grill, gdzie na stole wciąż jedzenie a zrelaksowane towarzystwo wyciąga ręce i mizia po brzuszku. Oprócz Lary była z nami też Ada, kilkumiesięczna goldenka, której z kolei podobało się rozbicie obozu nad samą wodą. Dwa dni pływania za patykiem = genetyczne spełnienie. Lara wyznaczyła Adzie niewidzialną barierę: terytorium wokół stołu i grilla, na które gówniara nie mogła wejść bez pozwolenia. Podział naturalny był więc taki, że młoda tapla się w wodzie, Lara jest grillowym, a kilka razy dziennie jest czas na wspólną zabawę podczas spaceru do lasu na kupę.

Sielanka trwa dwa dni, incydentalne ucieczki do innych kamperowiczów na kiełbę, odsypianie nocnej czujności w dzień, i to najpiękniejsze... czyli leżenie psa przy ognisku. To, że pies pomaga w znoszeniu (roznoszeniu) patyków na ognisko, to jest jedno. Ale że później kładzie się plackiem kilka metrów od ognia i wygląda jak pierwszy oswojony proto-pies w okolicy ludzkiej osady, to jest już wyjątkowo piękne. Polecam obserwować ten efekt zwłaszcza u Lary, ze względu na jej wilcze kształty i barwy.





A teraz lista rozważań i rekomendacji.

NA NOC

Pytanie: Klatka obok namiotu, czy spanie w namiocie w składzie dwie osoby + pies.

Plusy spania w namiocie: 
1) ciało psa grzeje w niskich temperaturach, 
2) pies jest ciągle przy Tobie, co jest ważne jeśli on lub Ty macie swoje małe strachy,
3) wrażliwy właściciel nie musi martwić się, jak się ma pies, 
4) nad ranem, gdy pies marudzi, wypuszczasz go z namiotu trzymając/mocując gdzieś smycz (o tak wreszcie się mogę wyspać) lub puszczając go samopas w zależności od stopnia posłuszeństwa.

Minusy spania w namiocie: 
1) gdy pies waży więcej niż 20 kg, a Twój namiot jest dwuosobowy, robi się problem,
2) gdy jest ciasno, nie odpoczniesz ani ty, ani pies, a znając życie, to on wymości więcej miejsca dupskiem, 
3) latem jest za gorąco, 
4) pies może być mokry, brudny, zabłocony, wytarzany w sarnim gównie etc. lub intensywnie oddychać w Twoją twarz.

Plusy spania w klatce: 
Komfort, higiena i wygoda dla obu stron. Klatkę, jeśli nie jest zabudowana, warto przykryć kocem, jak kanarka.

Oczywiście mówimy o sytuacji, kiedy pies był wcześniej uczony spędzania czasu w klatce i nie ma z tym problemu, nie stresuje się, nie jest lękowy, etc., ani kiedy właściciel nie jest lękowy ;)

Minusy spania w klatce: 
Kradzież psa... ????!! (zaczerpnięte z psich grup Facebookowych).


NA DZIEŃ

Linka 15 m. 
Polecam dla komfortu ludzi i bezpieczeństwa psa. Daje dużo swobody, a zapobiega zagłaskiwaniu przez ewentualnych sąsiadów, gonitwie za innym zwierzęciem domowym lub leśnym, umożliwia odejście od namiotu na krótki czas bez zmartwień. 

Ważne! Uwaga na obiekty w promieniu włóczącego się na lince psa. Liczba wylanych piw i przewróconych krzesełek prowadzących do wylania piwa jest w naszym przypadku bliska stu.




poniedziałek, 9 lipca 2018

Zaczynamy od zera. Motywacja

„Mój pies jest głupi”

Są takie psy, które z wielką ochotą uczą się nowych sztuczek i z zapałem podejmują nowe zadania. Inne robią to raczej od niechcenia, a w skrajnych przypadkach po prostu potrafią mieć ciebie i twoje jedzenie gdzieś. Jeśli nauka psa idzie wyjątkowo topornie, i to wcale nie chodzi o rozproszenia, ale o bezczelny brak zainteresowania lub spojrzenie szefa mafii pod nazwą "i tak dasz mi to później" lub "o co jej znowu chodzi"... problemem wydaje się być motywacja.

Z dziecięcą fascynacją zastanawiam się nad tym, jak postrzega nas pies - jak odszyfrowuje ludzkie komunikaty, rozumie intencje, gesty i dźwięki tego dziwnego dwunożnego gatunku, który ciągle czegoś chce. Dlaczego to, że wymagam czegoś od psa, miałoby go obchodzić? Wyjaśnijmy to w praktyce psu, odnosząc się do jego motywacji.

Gdzieś tam na świecie - bo nie u mnie w domu... :) - są psy, które będą chętnie pracowały za moment szarpania zabawką albo za dobre słowo. „Pochwała słowna” to jeden z listków tzw. koniczynki nagród, obrazującej możliwe dobre wzmocnienia, motywujące psa do powtórzenia działania. No i klops, bo Lara "pochwałę słowną" ma w głębokim poważaniu. Podobnie w głębokim poważaniu ma zabawkę czy nagrodę socjalną. 

Dobór nagrody

Tak więc koniczynka koniczynką, ale dla Lary, tak jak dla wielu innych psów, zabawa nie jest żadną formą nagrody. Ona bardzo rzadko się bawi, a jeśli w ogóle, to tylko patykiem i to tylko wtedy, kiedy jest w nastroju. Więc kiedy takiej Larze zacznę w nagrodę za zrobienie zadania wymachiwać przed nosem pluszakiem lub piłką, skończy się na przepraszających gestach, podwijaniu ogona i flircie uspokajającym. Nagroda socjalna w niektórych wypadkach jest OK, ale tylko przy łatwych i dobrze opanowanych zadaniach. 

Ale numerem jeden... jak dla większości psów (choć o dziwo są psy-niejadki, nigdy tego nie rozumiałyśmy z Larą)... jest JEDZENIE. Jedzenie znajduje się w centrum świata Lary i to ono jest takim motorem napędzającym sens jej życia. Dlatego Lara potrafi pracować, ale bezwarunkową koniecznością będzie dla nas tutaj JEDZENIE. Jeśli masz psa, który dla jedzenia zrobi wszystko, to pół sukcesu szkoleniowego za nami, ciesz się i wykorzystuj to. No ale mamy jeszcze ten problem, że jedzenie jedzeniu nierówne. Psy mają swój cennik usług. Za suchy chrupek Lara zrobi maksymalnie dwa zadania.

Suche chrupki i tyle zachodu z zostań, waruj, poproś... Pies mówi w nosie cię mam. I jaka diagnoza? „Mój pies jest głupi”. No dobrze, suche chrupki to jest skrajny przykład. Gorsza może być tylko marchewka lub zwietrzała karma Active Pet, takie duże krokiety.

Ale weźmy parówki, albo szyneczkę. Zobaczycie od razu różnicę, psu od razu szerzej otworzą się oczy. Ale bywa, że i parówka to mało. Lara na szyneczkę lub smaczki-żelki z zoologicznego, czy Orlando, pracuje, ale nie na 100%. Pracując z Larą na słabe smaczki można popaść we frustrację - no pies debil. Jednak można wykrzesać z niej duże możliwości koncentracji i ładny tryb pracy, i te pokłady „mądrości”, które są przykryte zblazowaniem.

Moja rada na "głupie psy": spróbujcie w ciągu jednego dnia przetestować 4 sesje nauki komend. W pierwszej użyjcie suchej karmy. W drugiej czegoś „ze stołu”, co lubi pies – żółty serek, bułeczka, jajko, każdy pies ma swoje upodobania, np. Lara ogórki kiszone, buraki i bób, za które chętnie robi zadania (ale nie za długo coby się nie zmęczyć). Możecie też użyć popularnych smaczków dostępnych w zoologicznym – jakieś ciasteczko, żelek, miękki smaczek. W trzeciej próbie weźcie szynkę, parówkę lub kiełbasę. W ostatniej próbie weźcie coś NIESAMOWITEGO, tym czymś dla Lary jest surowe mięso lub ryba. Lubię, kiedy po przyrządzeniu obiadu zostają mi ścinki z okrajania mięsa. Wykorzystuję je wtedy jako smaczki dla trudniejszych dla Lary zadań, dzięki którym jest bardziej zaangażowana i uruchamia tryby umysłu, żeby zrozumieć moje nowe żądania. Rozproszenie jej jest  wtedy bardzo mało prawdopodobne. 

Puenta

Dzieje się tak dlatego, że w szkoleniu psa podstawą jest MOTYWACJA. Właśnie ona, nie rasa, nie systematyczność, czy naturalna inteligencja, czy wiek. Jeśli Twojego psa trudno jest zmotywować – widocznie nie wypróbowałeś jeszcze wszystkiego lub nie odkryłeś, co go NAPRAWDĘ kręci. Surowe ścinki ze schabu to dla Lary jak machanie milionem złotych nad głową. Też byś wszedł za to na krzesło i zatańczył sambę, nie?
Jeśli motywacją nie jest jednak jedzenie, a zabawka - ulubiona żółta piłeczka - nie bawcie się nią na co dzień, ale zostawcie właśnie jako niesamowitą nagrodę.

A co jeśli na psa działa tylko kawior z jesiotra... no cóż wtedy masz trudniej :) Żeby nie zbankrutować, polecam koniecznie zlikwidować miskę z jedzeniem, żeby Twoja ręka stała się jego jedynym źródłem.