niedziela, 26 sierpnia 2018

Jak stworzyć aportera - rozbawiamy Larę

Zabawki i aportowanie to najważniejsze wartości w psim świecie, zaraz obok jedzenia. Jest to fajne nie tylko dlatego, że generuje dużo frajdy dla obu stron i pozwala się zdrowo zmęczyć; zabawka jest też świetną motywacją w nauce. W zależności od tego, co pies w danej okoliczności uznaje za bardziej wartościowe - zabawę czy jedzenie - właśnie ten rodzaj nagrody warto wykorzystywać, ucząc się nowych rzeczy.

Jak już wiadomo z notki na temat motywacji, dla Lary zabawki nie są atrakcyjne. Szarpanie i aporty nie przychodzą jej naturalnie - jedynie patyki jako tako toleruje, co nie zawsze jest wygodne i bezpieczne. Nie jestem nadwrażliwa i nie uważam, że każdy patyk = przebity przełyk czy policzek (no i bakterie!!!) :) Ale jednak "kulturalne" zabawki na spacerach są lepsze z kilku powodów - 1) wspomniane już bezpieczeństwo dla obu stron 2) czyste ręce 3) większa kontrola, kiedy i ile się bawimy 4) człowiek w roli podajnika zabawek dobrze robi Waszym relacjom i umożliwia efektywną naukę.

Postawiłam sobie za cel rozbawienie Lary. Skoro nie lubi się bawić, spróbuję ją tego nauczyć. Wiem, że większość psów parsknęłaby teraz śmiechem - ale tak samo jak nie każdy pies lubi zabawki, tak nie każdy pies ma wieczne gastro. Gastro od Lary jest tak silne, że nawet wyparło z jej życia zabawę. Więc... połączyłam to.
Obecnie Lara aportuje futro z kołnierza mojej starej kurtki oraz targetuje dowolny rzucony przedmiot. Ale od początku:

1. Zasada pierwsza: gdy rozbawiamy Larę, w pobliżu nie może być żadnego jedzenia. Nie może być go również nigdzie na 30 minut przed rozpoczęciem szarpania ani nie może się ono pojawić do końca zabawy. Wtedy Lara chętnie się szarpie, choć trzeba ją ciągle podkręcać. Pamiętajmy też, żeby nie szarpać się od frontu i nie nachylać nad psem. W przypadku Lary, jej narastającą ekscytację trzeba chwalić i, że tak powiem, ekscytować się razem z nią. To właśnie ten moment, kiedy pozwalam jej na silne emocje i chwalę je.

2. Lara ma problem z braniem przedmiotów do pyska. Jeszcze do niedawna, poza noszeniem zakupów i patykami, nie wzięłaby nic. Dlatego ośmielanie jej do chwytania czegoś zębami to podstawa naszej nauki. Przydaje się tutaj druga osoba - zabawa szarpakiem między ludźmi nakręca Larę, która dołącza na początku nieśmiało, później czerpie z tego coraz więcej przyjemności. Wesołe rozbawianie jest chyba najlepszą metodą na otwarcie przez Larę buźki i chwycenia czegoś.

3. Drugą podstawą obok chwytania jest targetowanie. Targetowanie nosem na dłoń lub przedmiot trzymany w ręku jest u Lary bardzo dobrze wypracowane już od dawna. Nasze targetowanie jest tak dobre, że czasem na spacerze traktujemy je jako przywołanie (jeśli słyszycie, jak ktoś nad rzeką wrzeszczy TAAARGET to znaczy że wołam Larę). Czasem ktoś wyciąga na spacerze otwartą rękę do Lary - a ona przybija nosem targetową "piątkę". (Potem jest już tylko oooojejkuu i lukier...)

4. Przepis na zabawę w aport jest więc taki: podejdź do przedmiotu + stargetuj go nosem + weź go do pyska +  przynieś. Aż cztery elementy, żeby zdobyć nagrodę. Bo naszą nagrodą w nauce aportu jest... oczywiście... JEDZENIE.

5. Każdego elementu uczymy się osobno, stopniowo. Lara nie jest psem, który na hasło "aport" traci rozum. 

Z drugiej strony, taką, że tak powiem, ustrukturyzowaną naukę polecałabym każdemu, kogo pies kocha aporty, ale nie przynosi przedmiotu do ręki -> myślę o typie psa pt."goń mnie". 

Polecenie "przynieś" jest do wypracowania, bo mało psów w sposób naturalny oddaje upolowany w pogoni przedmiot. Zabieranie mu go na siłę w momencie, kiedy ten próbuje uciekać ma sens o tyle, o ile stoi za tym jakaś ekstra nagroda; niesie natomiast ryzyko, że zniechęci to dodatkowo psa do podchodzenia (po co będę tam szedł jak mi zabiorą). Dajmy więc znać, że przynoszenie się baaardzo opłaca.

Dla Lary przynoszenie oznacza smakołyk.
I co ważne, poszło nam bardzo sprawnie. Pewnie dlatego, że zabawa jest jednak naturalna dla psów i choć Lara nie jest jej największym fanem (bo np. bawiąc się można przegapić jakieś jedzenie) w kilka dni nauczyłyśmy się aportować. Teraz stoi zadanie przede mną - kupić jakiś fajny aporter. Bo futro z kaptura z kurtki, mimo że atrakcyjne na początek (futro ma coś wspólnego z jedzeniem pośrednio, nie) nie jest zabawką idealną.

Filmik z naszego pierwszego dnia - rozbawiamy się i targetujemy rzucone futro.