Dzisiaj będzie o mówieniu do psa. Najczęściej mówimy do psa, kiedy czegoś od niego chcemy. Oprócz tego, urządzamy różne pogaduchy, które nam sprawiają przyjemność i pozwalają czuć, że pies jest przyjacielem i członkiem rodziny. Tak sobie rozmawiamy, a nasz pies-rozmówca odpowiada spojrzeniami i ogonem.
Przykłady: ooo idzie moja myszka, byłaś na spacerku, ale się uświniłaś, zobacz jakie masz łapki brudne chodź wytrzemy czekaj ładnie, o ślicznie, i dawaj drugą łapkę, widzisz masz cztery łapki no co ja zrobię, a teraz odwiesimy ręcznik, no kto się tak cieszy kto.
...Wystarczy przykładów :) Kto nie gada do psa, niech pierwszy rzuci kamień. Ja gadam do Lary, układam dla niej wierszyki i śpiewam! Ale nigdy nie robię tego w momencie, kiedy czegoś od niej chcę. Gdy przychodzi do komend i nauki, większość z tych, którzy śmialiby się z mojej paplaniny podczas wycierania łap, popada właśnie WTEDY w słowotok. Albo mówi rzeczy bez żadnego sensu. A nie ma niczego, co bardziej oddala nas od wychowania psa, niż rozjeżdżająca się komunikacja.
Najpopularniejszym wypowiadanym słowem, kiedy człowiek chce czegoś od psa, jest psie imię. Burek! (tzn. przestań szczekać) Burek! (tzn. chodź tu) Burek! (tzn. zostaw to świństwo) Burek! (tzn. przestań wyrywać się do psa) Burek! (tzn. stój spokojnie). A ten biedny Burek dalej swoje, no bo w myślach przecież czytać nie umie. Jasne, wiadomo że ton ma znaczenie. Większość osób zmienia ton głosu, w zależności od tego, o jaki zakaz / zachętę akurat chodzi. Fakt, pies doskonale rozumie czym różnią się wysokie dźwięki od krzyku, ton pieszczotliwy od dyscyplinującego. I nawet załóżmy, że pewnego razu na złowrogie hasło BUREK! przestał szczekać na innego psa. No i tyle, zero nagrody. Więc kolejnym razem będzie miał BURKA w nosie i będzie żył sobie w swoim świecie obok tych wciąż latających mu nad głową imion. Tak więc ton głosu ma znaczenie, i jest szansa że tą metodą plus-minus dogadamy się z psem, jednak do prawdziwej nauki komend jeszcze daleeeka droga.
Oprócz "Burkowania", które niewiele wnosi, wpadamy też w słowotoki wtedy, kiedy nie trzeba. Uczymy psa siad. No więc mówimy "siad". Pies oczywiście nie siada, bo po polsku nie rozumie, a nawet "sit" czy "sitzen" też by nic nie zmieniło. Mówimy więc głośniej i pewniej (może nie usłyszał:), a potem znowu. SIADsiadsiadSIAAADsiad!siadNIEnietutajSIADnoSIADnieetak,siad! Dla efektu dodajemy imię. No i tak paplamy. Ponieważ siad jest łatwe i prędzej czy później pies od najgorszego gaduły usiądzie, przy trudniejszych zadaniach możemy spalić całą sprawę.
Najlepiej trzymać się zasady, że komendę mówimy RAZ. Jeśli pies nie reaguje, to nie dlatego, że czeka aż mu ją powtórzymy, tylko dlatego że nie wie, o co nam chodzi (lub też jest czymś bardzo zajęty albo nadmiernie podekscytowany). W obu przypadkach, powtórzenie komendy nie ma sensu. Co gorsza, spalamy ją. Staje się tylko latającym gdzieś nad psim uchem słowem, jest zużyta i już nie zadziała.
Na pewno to znacie: odpowiada Wam ktoś w obcym języku, a angielskiego nie zna. Wy sygnalizujecie, że się nie dogadamy i że English. No więc on zaczyna mówić głośniej i wyraźniej i powtarza. Czekaj Pan, jeszcze odrobinę głośniej i jedno powtórzenie i załapię portugalski...
Co więc robić, gdy pies nie siada, chociaż wyraźnie, powoli i głośno mówimy do niego w języku polskim, żeby usiadł? Nakierować jego ciało tak, aż usiądzie, i pochwalić (najbanalniejszy sposób to trzymanie smaka nad czołem, wtedy pies zacznie wywijać aż w końcu usiądzie, można pomagać sobie smyczą). Nic więcej, no i tak wygląda sprawa z każdą komendą. Potem jak pies zaczyna łapać temat, mówimy komendę. Raz!
I wracając do naszych imion... mijam z Larą psa na spacerze. Pies obczaja nas już z daleka, potem wypuszcza lawinę szczekania, napina smycz, niemal stoi na dwóch tylnych łapach albo szura brzuchem po chodniku i szczeka na czym świat stoi. Czyli dzień jak co dzień na osiedlu. Co mówi statystyczny właściciel. BUREK! A co mówi po spacerze w domu? TEN PIES MNIE W OGÓLE NIE SŁUCHA! (a poza tym jest głupi). Skąd jednak Burek ma wiedzieć, że powinien się uspokoić, tego nie wie nikt.
W takich spacerowych agresjach wystarczą dwie proste sprawy, zamiast bezsensownego gadania. Przekierować uwagę psa na siebie ZANIM zacznie świrować i zasłonić psu dostęp do drugiego psa ciałem, zamiast stawiać go na dwóch nogach i grzmić mu zza pleców Buureeekkk...
Podsumowując:
1. Im więcej nieskutecznych ("Burek!" lub spalonych) komend mówimy do psa, tym bardziej pies je lekceważy.
2. Każde polecenie musi mieć swoją, osobną komendę.
3. Nie należy dziwić się, że pies nie rozumie wyrazów po polsku, jeśli nie był ich nauczony.
4. Komendę mówimy raz.
5. Pies nie ma w głowie google translate na wyrazy, musimy więc ustawiając ciało psa w pożądany sposób dać mu do zrozumienia, czego od niego oczekujemy.
6. Podczas nauki komend kontrolujemy ciało, żeby nie wysyłać setek chaotycznych gestów, które pies bacznie obserwuje i szuka w nich sposobu na zrozumienie nas.
7. Każde dobre zachowanie nagradzamy :)
A teraz idę pogadać z moją Larą, oo kto tak pięknie sobie śpi i rozciąga łapki, no kto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz